Żyła zaledwie 25 lat, ale wcześnie zrozumiała, że Bóg jest wszystkim a człowiek – sam z siebie – niczym. 11 kwietnia 1903 r. w Lukce zmarła Gemma Galgani, ulubiona święta Ojca Pio i Maksymiliana Kolbego.

Początek

„Każdego wieczoru, ledwie wyszłam ze szkoły, szłam do domu, zamykałam się w pokoju i klęcząc odmawiałam cały Różaniec, a w nocy nieraz wstawałam na jakiś kwadrans i polecałam Jezusowi moją biedną duszę” – wspominała w zapiskach autobiograficznych. Miała trudne dzieciństwo i doświadczenie nieuleczalnych chorób w okresie dojrzewania. Wcześnie osierocona przez mamę, wychowywana przez ojca, wśród licznego rodzeństwa, przeżyła i jego stratę. Ojciec, który był aptekarzem, niestety, nie zabezpieczył finansów rodziny i po jego śmierci dzieci doświadczyły skrajnego ubóstwa. Gemma miała wtedy dziewiętnaście lat, mimo to nie tylko nie straciła wiary w Bożą Opatrzność, ale całkowicie oddała się Jezusowi. Pozwoliła Mu dysponować swoim ciałem, duszą, codziennością i przyszłością. „Chcę podążać za Tobą za cenę cierpienia i chcę tego gorąco” – mówiła.

Odkryj Myśli słynnej mistyczki z Lukki

Sofa, na której spała przez wiele nocy

Dar współcierpienia

Bóg nie zwlekał, odpowiedział całym swoim Sercem i hojnością. Najpierw pozwolił jej doświadczyć dostąpił łaski cudownego uzdrowienia z gruźlicy kręgosłupa, a niedługo potem obdarzył Gemmę darem stygmatów. Był 8 czerwca 1899 r., czwartek w oktawie Bożego Ciała. Gemma pisała: „Był wieczór, ogarnął mnie ogromny żal za grzechy, jakiego dotąd nie odczuwałam. Uświadomiłam sobie równocześnie wszystkie cierpienia, jakie Pan Jezus poniósł dla mego zbawienia. I oto znalazłam się w obecności jego Matki. Po Jej prawej ręce stał Anioł Stróż. Kochająca Matka nakazała mi wzbudzić żal serdeczny za grzechy, a gdy to uczyniłam, zwróciła się do mnie ze słowami: „Córko, w imię Jezusa masz odpuszczone grzechy. Jezus, mój Syn, bardzo cię ukochał i pragnie dać ci dowód swojej szczególnej łaski. Czy zechcesz okazać się jej godną? Ja ci będę Matką. Czy chcesz mi się okazać prawdziwą córką?” Po czym rozchyliła swój płaszcz i okryła mnie nim. W tej chwili ukazał mi się Pan Jezus. Jego wszystkie rany były otwarte, lecz zamiast krwi wydobywały się z nich płomienie. Natychmiast te płomienie dotknęły moich dłoni, stóp i serca. Miałam wrażenie, że z bólu umieram, i gdyby mnie nie podtrzymała Matka Boża, byłabym upadła na ziemię. Gdy przyszłam do siebie, stwierdziłam, że klęczałam na podłodze. W rękach, w stopach i w sercu wciąż odczuwałam przejmujący ból. Kiedy się podniosłam, zauważyłam, że miejsca, w których odczuwałam ból, silnie krwawią. Okryłam je, jak mogłam, i przy pomocy Anioła Stróża dowlokłam się do łóżka. Boleści ustały dopiero w piątek o godzinie trzeciej po południu”.

Ślady Męki

Przez następny rok uczestniczyła we wszystkich cierpieniach Jezusa. Pociła się krwawym potem zawsze wtedy, gdy rozważała Mekę Jezusa, na ciele miała ślady biczowania, w boku ranę, a na lewym ramieniu głęboką i długą na sześć centymetrów bruzdę – ślad, który Chrystusowi zostawiła belka krzyża. Z czoła płynęła jej krew od ran zadawanych przez cierniową koronę. Nic nie było jej oszczędzone. W każdy czwartek zapadała w ekstatyczny stan i odzyskiwała zmysły dopiero w piątek wieczorem. Stygmaty próbowała ukrywać, nosiła rękawiczki, długie rękawy. Ale z czasem było to coraz trudniejsze. Wreszcie, za radą spowiednika, Gemma poprosiła Jezusa, aby zabrał jej stygmaty. I Jezus prośbę przyjął. Rany zasklepiły się, ale do końca życia w ich miejscach widoczne były blade ślady, podobne do blizn.

Zły nigdy nie śpi

Obecność Jezusa wzmagała ataki złego ducha. Szatan podejmował wiele prób, by przeszkodzić Gemmie nie tylko w modlitwie, ale nawet w pisaniu listów do duchowego kierownika. Pewnego razu, gdy tylko zaczęła pisać, wyrwał jej list z rąk, podarł na kawałki a ją samą wyciągnął zza biurka, złapał za włosy i zaczął tarzać po podłodze. Demoniczne ataki powracały, ale Gemma, z wrodzonym sobie poczuciem humoru i dystansem, mówiła: „Cóż, nie przerywaj, chciałam wziąć dyscyplinę dla grzeszników, ale tak mną sponiewierałeś, że już nie muszę”. Często z pokoju Gemmy dochodziły dźwięki piekielnych hałasów, uderzeń, a podnoszone do góry łóżko spadało na podłogę z wielkim hukiem. Gemma przetrzymała wszystkie ataki, choć demon zadawał jej duży ból. Nie bała się go. W listach do duchowego ojca powtarzała, że boi się jedynie tego, że przez diabelskie sugestie obrazi Boga. Najcięższą próbą, którą poddał ją diabeł,  było szydzenie z Krzyża Jezusa i ukazywanie Gemmie łaski stygmatów i cierpienia jako bezwzględności Boga wobec niej.  „Widzisz, jak cię dręczy i trzyma ze sobą na Krzyżu. Jak możesz kochać tego, kogo nie znasz, Tego, kto tak bezwzględnie obchodzi się z najlepszymi przyjaciółmi?” – syczał diabeł. Gemma był niewzruszona.

Czy i my, kiedy cierpimy, chorujemy, dowiadujemy się o wybuchu wojny, albo tracimy kogoś bliskiego – nie stawiamy Bogu podobnych oskarżeń, jak diabeł stawił Gemmie?

Agnieszka Bugała

Wyjątkowy zbiór myśli, modlitw i rozważań św. Gemmy Galgani