Miałem doświadczenie, które bardzo mocno mi uzmysłowiło duchowy charakter aborcji. Po raz pierwszy jako ksiądz byłem świadkiem demonicznego zachowania; pomóc mógł tylko egzorcysta – mówi ks. Tomasz Kancelarczyk, założyciel Fundacji Małych Stópek, komentując w rozmowie z Małgorzatą Terlikowską proaborcyjne manifestacje.
Kiedy w przestrzeni politycznej, społecznej pojawia się temat aborcji, momentalnie budzą się demony…
Wyjątkowo mocno odczułem działanie sił demonicznych w Berlinie, gdzie braliśmy udział w Marszu dla Życia. Bardzo kontestowały go środowiska lewacko-dewiacyjne. Przepraszam za taką nazwę, ale hasła i wygląd uczestniczących w proteście osób o tym świadczyły. Było wiele osób niekompletnie ubranych, nawet nagich, wznoszących wulgarne hasła, niektórzy poprzebierali się za narządy rozrodcze. Oni obrażali naszą wiarę, Jezusa, Maryję. Na katedrze protestanckiej powiesili wielki napis: „Dziękuję Bogu za aborcję”. To już była totalna obraza…
Przechodząc z krzyżem w ręku, spoglądałem na te osoby. Mówiły coś po angielsku i niemiecku, kompletnie tego nie rozumiałem i nawet nie chciałem rozumieć. W ich oczach widziałem coś dziwnego, ni to złość, ni to pustkę. To też było przerażające. Młoda dziewczyna stała z pustym wzrokiem i krzyczała: „Wasze dzieci będą takie jak my!”. Niestety, patrząc na to, co się dzieje w świecie, można założyć, że to bardzo realna groźba.
Bardzo podobnych emocji doświadczałam, kiedy w Polsce organizowano pierwszy czarny marsz. Wtedy bardzo mocno doświadczyłam zła. Ubrane na czarno kobiety miały ze złości zaciśnięte usta i świdrującym wzrokiem mierzyły wszystkich ubranych tego dnia kolorowo. Zło naprawdę rozlało się wtedy na ulicach, czułam je i się go bałam…
A z czym może kojarzyć się śmierć? Z czym może się wiązać zabicie człowieka? Miałem jeszcze inne doświadczenie, które bardzo mocno mi uzmysłowiło duchowy charakter aborcji. Po raz pierwszy jako ksiądz byłem świadkiem demonicznego zachowania; pomóc mógł tylko egzorcysta. Mówiłem wtedy o działaniach fundacji, o duchowej adopcji dziecka poczętego. Nagle młoda, piękna, wrażliwa, inteligentna dziewczyna zaczęła zachowywać się tak, że byłem sparaliżowany ze strachu. Nie wiedziałem, jak mam postąpić. Czułem się, jakby na moich oczach rozgrywała się scena z jakiegoś horroru. Wszystko w twarzy tej osoby było przerysowane, wykrzywione niesamowitą złością, w oczach nienawiść. Dziewczyna krzyczała, bluzgała, pluła, szarpała się. Zmagaliśmy się z nią niemal dwie godziny. Ostatecznie trafiliśmy do egzorcysty z naszej diecezji, ks. Andrzeja Trojanowskiego.
WIĘCEJ ZOBACZ W KSIĄŻCE KS. TOMASZA KANCELARCZYKA I MAŁGORZATY TERLIKOWSKIEJ „CHODZI MI O ŻYCIE”
Sama droga to było coś przerażającego, ledwo wsadziliśmy dziewczynę do samochodu, tak się wiła i szarpała. Całą drogę wykrzykiwała straszne rzeczy, mnie aż łzy ciekły z oczu z przerażenia. Gdy dojechaliśmy na miejsce, egzorcysta chwycił ją za rękę i zaprowadził pokornie do kaplicy, gdzie po modlitwach – trwało to może dwadzieścia minut – wszystko wróciło do normy. Ksiądz Trojanowski powiedział mi wtedy: „To wydarzyło się w twojej obecności, bo ty się tym zajmujesz”. Na początku zupełnie nie wiedziałem, o co mu chodzi, dlaczego akurat ja byłem powodem takiego zachowania. On na to: „Ta demonstracja złego ducha wynikła z tego, że bronisz najsłabszych – nienarodzonych”. A zły nienawidzi życia człowieka, bo człowiek jest obiektem miłości Pana Boga.
To ta zazdrość Złego powoduje, że nienawidzi życia człowieka i chce go uśmiercić. Uderza w przykazanie „Nie zabijaj”, w akt miłości Boga. Nie chodzi tu tylko o śmierć w sensie fizycznym, ale przede wszystkim w sensie duchowym. On uśmierca tych wszystkich, którzy się angażują w zabicie człowieka: nie tylko kobietę, która dokonała aborcji, ale też tych, którzy jej w tym pomogli. Uśmierca mężczyznę, który nie bierze odpowiedzialności. Uśmierca bliskich, którzy nakłaniają do aborcji. Uśmierca rodzinę, która kobietę opuszcza. Uśmierca znajomych, którzy mówią, że mają proste rozwiązania. Z powodu jednej aborcji umiera tyle osób!
To wszystko dzieje się na gruncie grzechu, gdzie człowiek staje się bardzo podatny na działanie Złego. Dziewięćdziesiąt dziewięć procent przypadków, którymi się zajmujemy, to są sprawy pozamałżeńskie.
Czyli Zły znajduje sobie furtkę… Sfera seksualna jest chyba dla niego najprostszą drogą do ataku.
Tak. Dlatego trzeba mówić wprost, jaką odpowiedzialność mają osoby umożliwiające aborcję, tworzące klimat społeczny, z jednej strony może uważające się za wierzących, ale z drugiej zgadzające się, by ich bliscy uczestniczyli w aborcyjnym złu. To grono współdziałających ze złem jest bardzo duże. Jest w nas coraz większy strach przed dzieckiem, lęk, że trzeba będzie swoje życie przemeblować, być może zmienić plany.
Nie mówię tylko o sytuacjach kryzysowych czy bardzo trudnych, o których rozmawialiśmy wcześniej, ale też o normalnych rodzinach, które mają odpowiednie warunki, żeby przyjąć kolejne dziecko… Obserwuję wiele rodzin i widzę, ile trudu wymaga wychowanie dziecka. A tam, gdzie jest dzieci kilkoro, rodzice w ogóle chodzą na rzęsach, żeby wszystko ogarnąć. Taka duża rodzina powinna w pakiecie dostawać opiekunkę. A jeśli jeszcze mama i tata pracują poza domem, sprawa staje się naprawdę bardzo trudna.
W Polsce, kiedy rodzi się pierwsze dziecko – jest radość w rodzinie, rodzi się drugie – zazwyczaj też jest super. Jest akceptacja dla modelu 2+2. Natomiast kiedy pojawia się trzecie, otoczenie patrzy już podejrzliwie. Pięcioro dzieci to dla niektórych ciągle patologia.
Myślę, że dzisiejszemu światu najbardziej brakuje zdobywania bogactwa poprzez potomstwo. Jeden z moich byłych uczniów powiedział mi: „Proszę księdza, nie wiem, czy nas stać na dziecko”. Jak słyszę coś takiego, coś się we mnie gotuje i nie przebieram w słowach. Spojrzałem na jego furę, szybko wyliczyłem, ile kosztuje jej utrzymanie, i powiedziałem: „Co? Stać cię na taką furę, a mówisz, że cię nie stać na dziecko? Człowieku, ty po prostu tego dziecka nie kochasz”.
To jest przejaw świata, w którym ludzie chcą mieć, a nie być. Mieć w posiadaniu, a nie doświadczać piękna ludzkiego życia. Żeby mieć kilkoro dzieci, potrzebne jest pragnienie doświadczenia życia.
Pewien ojciec licznej rodziny, siedmiorga czy ośmiorga dzieci, powiedział mi: „Proszę księdza, to chyba jeszcze nie jest koniec”. Ale oni są zakochani w dzieciach. Za każdym razem, kiedy kolejne przychodziło na świat, to jakby pojawiał się w ich życiu nowy skarb. Wiem, że z tym się wiąże dużo pracy, ale oni byli niesamowicie z tego powodu szczęśliwi.
ZOBACZ KSIĄŻKĘ KS. TOMASZA KANCELARCZYKA I MAŁGORZATY TERLIKOWSKIEJ
No Comments