Uzdrowienie Grazielli Mainy z Cumignano sul Naviglio wprawiło lekarzy w osłupienie. Dawali jej maksymalnie rok życia, tymczasem kobieta w niezwykły sposób całkowicie wyzdrowiała. Graziella utrzymuje, że to zasługa o. Pio.
Mówi otwarcie, bez obaw o reakcję rozmówcy: „Ojciec Pio mnie uzdrowił i całkowicie odmienił moje życie. Dlatego złożyłam mu obietnicę: zawsze o nim opowiadać. I nieść chorym wsparcie, na jakie tylko mnie stać”.
Oto historia Grazielli:
„W 2000 roku zachorowałam na raka. Diagnoza lekarzy była przerażająca; jeszcze dziś robi mi się słabo na wspomnienie tamtej chwili: sześć guzów nowotworu złośliwego trzeciego stopnia z naciekami. Dano mi najwyżej rok życia, nie więcej.
POZNAJ NIESAMOWITE ŚWIADECTWA CUDÓW O. PIO. ZOBACZ WIĘCEJ TUTAJ!
Był to początek koszmaru; potworny okres w moim życiu. Musiałam przejść cztery operacje, z których jedna trwała dwadzieścia dwie godziny. Później sesje chemioterapii. Wszystko nadaremnie, gdyż choroba nie chciała ustąpić. Odczuwałam nieopisany ból, byłam wykończona, nie miałam już nadziei. Żyłam – czy raczej wegetowałam – w ciemnej otchłani cierpienia. Nie da się opisać mojej rozpaczy.
Ojciec Pio we śnie
W końcu poddałam się myśli o końcu, który coraz bardziej się zbliżał.
Zaczął mi się śnić pewien powtarzający się sen. Każdej nocy tuż po zaśnięciu ukazywała mi się twarz starego człowieka z długą białą brodą. Miał on zbolały wyraz twarzy i zmęczone oczy, tak smutne, że serce mi się ściskało. Mężczyzna nic nie mówił ani się nie poruszał. Jednak w chwili, gdy miałam się przebudzić, starzec uśmiechał się do mnie. Za dnia często rozmyślałam nad tym snem. Znałam go już na pamięć, śnił mi się każdej nocy. Przypominałam sobie każdy szczegół i zastanawiałam się, kim jest ten człowiek, czy kiedykolwiek go widziałam. Nie potrafiłam jednak znaleźć odpowiedzi. Kładłam się do łóżka, zamykałam oczy, a on się pojawiał.
Chciałabym podkreślić coś ważnego: w tamtym okresie nie byłam absolutnie osobą pobożną. Nie chodziłam do kościoła, nie modliłam się, ledwo potrafiłam wykonać znak krzyża. Oczywiście nie znałam o. Pio, nigdy o nim nawet nie słyszałam. W 2000 roku był już znany, został ogłoszony błogosławionym, miał zostać kanonizowany. Pisano o nim w gazetach, w książkach, mówiono w telewizji. Lecz ja żyłam z daleka od wszystkiego, co miało jakikolwiek związek z religią, więc o o. Pio nic nie wiedziałam. To ważne, by zrozumieć, dlaczego śniąc staruszka z białą brodą, nigdy o nim nie pomyślałam.
Jedno jest pewne: ta twarz mnie intrygowała. Nie potrafię wyjaśnić dlaczego, być może pod wpływem tajemniczego natchnienia, coś kazało mi myśleć o tym człowieku, dowiedzieć się, kim naprawdę jest. Mogłam szukać gdziekolwiek, na przykład pójść do biblioteki, by tam usiłować odkryć jego tożsamość.
Tymczasem udałam się do klasztoru kapucynów. Nie umiem powiedzieć, dlaczego właśnie do klasztoru. Zastanawiałam się nad tym, lecz nie znalazłam powodu. Wiem tylko, że zapytałam zakonników; porozmawiałam z nimi, opisałam twarz starca, który ukazywał mi się we śnie. «Wiesz, kim jest o. Pio?» – spytali. «Nie» – odparłam. «Gdzie on mieszka?» Poradzili mi więc, abym poszukała jego historii w internecie. Tak też zrobiłam. Kiedy jeszcze tego samego wieczora na ekranie komputera zobaczyłam zdjęcie o. Pio, zaczęłam krzyczeć. Mój mąż się przestraszył, myślał, że nagle dostałam jakiegoś ataku. «To on!» – krzyczałam. «To on! To ten, którego widzę we śnie każdej nocy!» Nie mogłam w to uwierzyć. Był tam, na ekranie. Biała broda, krzaczaste brwi, habit. I to spojrzenie, łagodne i melancholijne. Tamtą noc spędziłam na czytaniu historii o. Pio, a kiedy nadszedł ranek, podjęłam decyzję: pojadę do San Giovanni Rotondo.
Pielgrzymka
Zapomniałam jednak o pewnym szczególe, mianowicie o mojej chorobie. Nie byłam przecież zdrowa i lekarze od razu odradzili mi podróż. W moim stanie tak długa droga mogła być niebezpieczna. Ja jednak nie chciałam nikogo słuchać. «Jeśli mam umrzeć, to lepiej niech to się stanie właśnie tam» – mówiłam. «Dla mnie liczy się tylko, żebym mogła się dowiedzieć, czego chce ode mnie o. Pio». Wierzyłam, że musi być jakiś powód, dla którego każdej nocy widziałam go we śnie. Musiało istnieć jakieś wyjaśnienie i byłam pewna, że znajdę je w San Giovanni Rotondo.
Zorganizowanie mojej pielgrzymki okazało się bardzo trudne, gdyż agencje nie chciały brać na siebie odpowiedzialności towarzyszenia tak chorej osobie.
W końcu udało mi się wyruszyć, lecz podróż okazała się istną kalwarią. Była dla mnie bardzo trudna. Do hotelu w San Giovanni Rotondo dotarłam wykończona. Natychmiast położyłam się do łóżka, lecz niewiele spałam.
Jeszcze przed świtem nagle się obudziłam. Słyszałam, że ktoś mnie woła. Ktoś wypowiedział moje imię i mnie obudził. Panowała całkowita cisza, jednak ja słyszałam głos, który powtarzał: «Chodź. Czekam na ciebie przy drugim zakręcie». Nie miałam pojęcia, co to miało znaczyć, nie wiedziałam, co to za «drugi zakręt». Ale nie przejęłam się tym. Głos mnie wzywał, nalegał, i musiałam posłuchać. Żadna z towarzyszących mi osób nie chciała ze mną iść. Mówiły mi, że to szaleństwo: nie wiadomo po co wychodzić w środku nocy w moim stanie. Ja jednak się uparłam, byłam tak zdecydowana wyjść, że inicjatywę przejął dyrektor hotelu.
Być może wyczuł coś wyjątkowego w moim naleganiu, nie wiem. Sam zaczął popychać mój wózek inwalidzki, na którym od jakiegoś czasu byłam zmuszona się poruszać, i zawiózł mnie na drogę prowadzącą do klasztoru, gdzie pochowany jest o. Pio. Byłam bardzo osłabiona, pozbawiona siły, głowę trzymałam opuszczoną na piersi, nie patrzyłam przed siebie. Jednak gdy dotarliśmy na zakręt, mój kompan powiedział: «Tam naprawdę ktoś stoi. To brat Modestino!». Modestino był współbratem o. Pio, jednym z jego najbliższych przyjaciół. To jemu święty przed śmiercią powierzył misję pośredniczenia pomiędzy sobą a ludźmi. Modestino zmarł w 2011 roku i niedawno rozpoczął się jego proces beatyfikacyjny.
Zapach świętego
Znalazłam się więc w obecności tego drobnego zakonnika, przygarbionego, o siwej brodzie i dużych okularach z grubymi szkłami. «To pani jest tą kobietą z Cremony?» – zapytał. «Skąd brat wie?» – zdziwiłam się, lecz natychmiast odparłam: «Tak, to ja. Jestem Graziella». Wtedy brat Modestino chwycił mnie za ręce i podał mi różaniec, mówiąc: «Należał do o. Pio. Ojciec dużo się modlił, ściskając go w dłoniach. A teraz idź, bo on na ciebie czeka».
Zabrakło mi słów. To mało powiedziane, ale nie wiem, jak inaczej to wyrazić. To było jak sen, coś surrealnego. Czułam się jakby zanurzona w cieple, wszystko było lekko przymglone. Byłam chora, wykończona, wszystko wydawało się takie dziwne: twarz o. Pio, głos, który słyszałam, brat Modestino, jego niezrozumiałe słowa, różaniec… Nie mogłam zrobić nic innego, jak tylko dać się ponieść wydarzeniom.
Towarzyszące mi osoby zawiozły mnie na grób o. Pio, wówczas jeszcze w krypcie starego kościoła Santa Maria delle Grazie. Kiedy się tam znalazłam, natychmiast owionął mnie intensywny zapach. Cudowny zapach kwiatów, który czułam tylko ja.
Popchnięto mój wózek na odległość kilku metrów od grobu; nie wiedziałam, co mam robić. Pozostałam tak w bezruchu i nagle poczułam, że ktoś pogłaskał mnie po głowie. Odwróciłam się gwałtownie, lecz nikogo za mną nie było – moi kompani pozostali w tyle. A przecież wyraźnie czułam dotyk ręki. Wtedy dopiero podszedł do mnie brat Modestino. Uklęknął przy mnie i zachęcił do wspólnej modlitwy. «Nie umiem się modlić» – odparłam ze wstydem. «Nieważne, powtarzaj za mną» – powiedział. Razem odmówiliśmy różaniec.
W miarę jak odmawialiśmy kolejne zdrowaśki, coś zaczęło się we mnie dziać. Byłam szczęśliwa, czułam się dobrze. Wypełniła mnie nowa, potężna moc. Brat
Modestino chwycił mnie za ręce i rzekł: «Nie wiem, co powiedzieć: Graziello, otrzymałaś łaskę, odrodziłaś się. On cię obdarował i teraz musisz dzielić się darem, który otrzymałaś».
„Byłam uzdrowiona”
To też były dziwne, niezrozumiałe słowa, lecz rzeczywiście zaszła we mnie jakaś cudowna zmiana. Zauważyły to osoby, które były ze mną w hotelu. Wszyscy mówili, że jestem pogodniejsza, że wyglądam inaczej. Kiedy wróciłam do domu, mój mąż również był zaskoczony. «Wydajesz się inną osobą» – wyznał mi.
Kiedy poszłam do szpitala na zaplanowane wcześniej kontrole, lekarz dokładnie mnie zbadał i powiedział: «Nie chcę pani robić nadziei, gdyż sytuacja jest wciąż poważna, jednak jest pewna poprawa. Nie wiem, jak to wyjaśnić, ale jest».
Mnie to jednak nie obchodziło. Naprawdę. Nie interesowało mnie, czy rak zaczął się cofać, czy nie. Moje życie radykalnie się zmieniło. Modliłam się, byłam zawsze pogodna, pełna radości, jakiej nigdy wcześniej nie czułam. Nauczyłam się zawierzać. Oddawałam się w ręce Boga i pozwalałam się kołysać jak mała dziewczynka. Nie bałam się już.
Czas mijał; w szpitalu przechodziłam różne kontrole i wyniki badań były coraz lepsze. Aż pewnego dnia lekarze powiedzieli, że komórki nowotworowe całkowicie zniknęły. Byłam uzdrowiona. Uzdrowiona z raka. Najpierw jednak zostałam uzdrowiona ze strachu, ze smutku, z zamętu, jaki wcześniej w sobie miałam.
Wtedy zrozumiałam, co było darem, o którym mówił mi brat Modestino. Zorientowałam się, że mam umiejętność rozmawiania z chorymi, pocieszania ich, napełniania ich nadzieją. Podchodziłam do nich z uśmiechem i wspólnie się modliliśmy. Od tamtej pory nieustannie poświęcam się tej misji; idę tam, gdzie mnie potrzebują, by opowiadać moją historię i rozmawiać z cierpiącymi. Czasami jest trudno, napotykam dramatyczne sytuacje. Ale jestem to winna o. Pio. Wypełniam w ten sposób złożoną mu obietnicę”.
POZNAJ ŚWIADECTWA NIEZNANYCH CUDÓW OJCA PIO! ZOBACZ TUTAJ!

No Comments