Jest jednym z największych cudotwórców w historii Kościoła. Św. Szarbel Makhlouf został obdarzony przez Boga licznymi łaskami, którymi szczególnie zasłynął po śmierci. Jego życie było jednak równie niezwykłe. Podobnie zresztą, jak ostatnie dni przed śmiercią, w których szczególnie uwidoczniła się jego miłość do Pana Boga.
Ojciec Szarbel nie cieszył się takim zdrowiem, jak mogłoby się wydawać. Ascetyczny styl życia, który prowadził przez długie lata nie powinien nikogo zmylić. Cierpiał on bowiem na poważną chorobę nerek. Ukrywał ją skrzętnie przed otoczeniem, zupełnie jakby się bał, że będzie zmuszony przez przełożonych, w ramach posłuszeństwa zakonnego, w większym stopniu dbać o swoje zdrowie.
Przyjazny uśmiech
Gdy jednak zbliżył się do sześćdziesiątki, nie można było już pozostawić go samego w pustelni. Klasztor w Annaya wyznaczył mu towarzysza, którego ojciec Szarbel przyjął do siebie z braterską miłością.
Był to Jusuf Ibrahim Asrouni, który teraz razem z nim odmawiał Różanieci służył do Mszy Świętej. Prace fizyczne także stały się zbyt uciążliwe dla przedwcześnie postarzałego pustelnika. Tu również jego współbracia musieli interweniować i wykonywać zamiast niego niezbędne czynności: dbać o mały ogródek pustelni, szczepy winne, rąbać drewno na opał. Ojciec Szarbel akceptował wszystkie te usługi z ogromną pokorą, dziękując za wszystko i odmawiając jedzenia czegokolwiek poza skromnymi resztkami posiłków, jakie mu pozostawiali bracia, którzy pracowali.
KLIKNIJ TUTAJ I POZNAJ NIEZWYKŁE CUDA ŚWIĘTEGO SZARBELA!
Zupełnie jakby słyszał głos Boga mówiącego: „Kto nie chce pracować, niech też nie je” (2 Tes 3, 10). Ojciec Szarbel był mnichem, który na stopniach ołtarza złożył wieczne śluby ubóstwa. Był on zdania, że zakaz niesprawiedliwego pozyskiwania bogactw pochodzących od ludzi biednych i zdobytych w znoju i krwi dotyczy go dwukrotnie, nawet trzykrotnie bardziej. Już wcześniej odrzucił wszelkie napoje alkoholowe, mówiąc: „Człowiek cierpi i umiera z przejedzenia. Jakże mógłbym pić wino, skoro Chrystus umierając, miał do picia tylko ocet?”. Jedynym napojem ojca Szarbela były wody spływające w gór Libanu.
A jak wyglądał ojciec Szarbel? Ci, którzy znali go osobiście, tak go opisują: trzymał się prosto, miał przyjazny uśmiech, brodę miał siwą i rzadką. Gdy mu nie wzbraniano, obciążał się ciężkimi ładunkami. Jego głębokim przeświadczeniem było, że życie i wszystko, co się z nim wiąże, jest darem od Boga dla niego – sługi nieużytecznego. Zwykł mawiać: „Mój Boże, od Ciebie wszystko otrzymałem!”.
Niedokończona Msza
W grudniu 1898 roku ojciec Szarbel nagle źle się poczuł. Nie były to ani jego zwykłe dolegliwości, ani choroba nerek, którą znosił tak dzielnie i mężnie przez długie lata, lecz coś zupełnie innego. Jego współbrat, ojciec Macaire, akurat z nim przebywał, gdy niespodziewanie, podczas odprawiania Mszy Świętej, dostał zawrotów głowy. I było to coś takiego, jakby zasłona opadła na jego twarz. Nie będąc w stanie sprawować dalej Mszy Świętej, resztką sił usiadł na posadzce kaplicy.
Ojciec Macaire podniósł go i zaniósł na jego ubogie łoże w przyległej celi. Był to piątek, 16 grudnia, zaledwie kilka dni przed świętem narodzin Chrystusa. Parę minut później biedny chory doszedł jednak do siebie. Niepokój o to, że nie dokończył Mszy Świętej, kazał mu otrząsnąć się z oszołomienia. Zebrał całą siłę woli, żeby dojść do siebie i wstać z posłania.
– Przeceniłem swoje możliwości – skarżył się współbratu. – I zgrzeszyłem pychą. Ten długi post nie zrobił mi dobrze. Lecz musisz mi pomóc się podnieść! Bóg nie może czekać!
Ojciec Macaire oczywiście nie chciał o niczym słyszeć: był przekonany, że próba dokończenia przez ojca Szarbela Mszy Świętej nie jest dobrym pomysłem.
Lecz ku jego zdumieniu ojciec Szarbel się podniósł. Chwiejąc się i opierając o ścianę i futrynę drzwi, wszedł do kaplicy i założył szaty, które współbrat mu wcześniej zdjął. Osłupiały ojciec Macaire szedł za nim. Ojciec Szarbel zaś, głosem drżącym, lecz wyraźnym, rozpoczął modlitwę konsekracji: „Ojcze sprawiedliwy i litościwy…”.
ZOBACZ TUTAJ I POZNAJ NIEZWYKŁE HISTORIE Z ŻYCIA ŚW. SZARBELA!
Dalszych słów nie zdołał wypowiedzieć. Ostatnim wysiłkiem niezłomnej woli trzymał pusty jeszcze kielich. I ponownie obsunął się na miejsce, gdzie Bóg go wcześniej postawił.
Ostatnie godziny
Wieść o ciężkiej chorobie ojca Szarbela rozniosła się tego samego dnia po całej okolicy. Klasztor w Annaya wyglądał jak rój pszczół. Dla wszystkich było jasne, że chodzi o poważną chorobę i że należy się liczyć – według ludzkich przewidywań – z rychłą śmiercią ojca Szarbela. Proboszcz Michail Abiramia poszedł do pustelni i wraz z towarzyszącym mu ojcem Macariosem udzielił umierającemu sakramentu namaszczenia. I tak spełniło się życzenie ojca Szarbela, który od dawna chciał, by to właśnie oni byli przy nim, gdy będzie umierał. Ale śmierć kazała na siebie czekać.
Już nawet nabrano nieco nadziei, że wyzdrowieje. W Wigilię Bożego Narodzenia, 24 grudnia 1898 roku, opat klasztoru w Annaya wysłał do pustelni trochę rosołu,
żeby wzmocnić chorego. To była potrawa, której ojciec Szarbel nie kosztował już od pięćdziesięciu lat. Kiedy poczuł zapach zupy, odmówił jej jedzenia, mówiąc: „Jest Adwent. Musimy przestrzegać postu”.
Krótko potem zaczęła się agonia, która przypominała zasypianie. W ten sposób umierał ten pobożny i święty starzec. Jego dusza bowiem nie buntowała się przed opuszczeniem ciała i nie dostrzeżono żadnego oporu ze strony ciała przed rozdzieleniem się z duszą. Z uśmiechem na wargach, szepcząc modlitwę, ojciec Szarbel wszedł do chwały Boga, którego oczekiwał przez całe swe życie z pokorą dziecka.
Jego ostatnimi słowami były te same, które wypowiedział w trakcie Mszy Świętej 16 grudnia:
– Ojcze sprawiedliwy i litościwy…
Tak, dla ojca Szarbela Bóg był rzeczywiście Ojcem sprawiedliwym i litościwym, który z nieskończoną dobrocią przyjmował swe drogie dziecko w ostatniej godzinie jego ziemskiej pielgrzymki.
WIĘCEJ O CUDACH ŚW. SZARBELA CZYTAJ W KSIĄŻCE „MNICH Z LIBANU. ŻYCIE I CUDA ŚW. SZARBELA MAKHLUFA”
No Comments