Dopiero w pewnym momencie swojego życia dostrzegłem, jak wielkie znaczenie w kapłańskim życiu ma Maryja. Ona stała się dla mnie nauczycielką zaufania do Boga – mówi ks. prof. Robert Skrzypczak o swojej relacji z Matką Bożą.
To dla każdego wierzącego zasadnicze pytanie – kim jest dla ciebie Maryja? Słyszałem kiedyś anegdotę o misjonarzu w Indiach. Jechał gdzieś pociągiem i odmawiał brewiarz. W pewnym momencie wypadł mu obrazek z Matką Bożą. Naprzeciwko siedziała hinduska dziewczynka. Podniosła i zapytała, kto to jest. Misjonarz odparł, że to jego matka. Dziewczynka popatrzyła krytycznie. „Nie jesteś podobny” – stwierdziła. Ta historia zawsze pomaga mi nie traktować mojej relacji z Matką Bożą sentymentalnie. Nazbyt łatwo można nabrać do Maryi uczuciowego nastawienia, które nie miałoby nic wspólnego z życiem.
„Ofiarowany Maryi”
Maryja to ikona, to symbol, to katecheza zawarta w osobie. Pokazuje, co to znaczy całkowicie uwierzyć Bogu. Ona była skrajnie konsekwentna w swoim „tak”. Podarowała się Bogu cała, choć nie mogła przecież do końca wiedzieć, w jaką stronę zostanie poprowadzona. Całym swoim życiem służyła odkupieńczej misji Jezusa. Nawet pod krzyżem nie była matką złamaną bólem. Była Matką Bolesną, to prawda, ale sprzyjała Chrystusowi i podtrzymywała Jego misję, chciała, by doprowadził ją do trudnego finału. To właśnie w tym kontekście jesteśmy zapraszani do relacji z Maryją. To właśnie wtedy, przemawiając z krzyża, Jezus podarował nam Ją jako Matkę. Powiedział do umiłowanego ucznia: „Oto Matka twoja”, a wcześniej powiedział Matce: „Oto Twój syn” (por. J 19, 26–27).
KLIKNIJ TUTAJ I ZOBACZ PORUSZAJĄCY WYWIAD Z KS. SKRZYPCZAKIEM!
Tradycja katolicka niejako narzuca nam, że owym uczniem był św. Jan, który zamieścił ten epizod w swojej Ewangelii, ale sama Ewangelia nie podaje jego imienia. Mówi jedynie o „umiłowanym uczniu”. A do bycia umiłowanym uczniem Chrystusa jest powołany każdy z nas. Dlatego Maryja jest podarowaną mi przez Pana Matką, która bierze mnie w opiekę.
To wiąże się też z sympatycznym epizodem z mojego dzieciństwa. Kiedy Maryja w obrazie jasnogórskim pielgrzymowała w latach sześćdziesiątych po Polsce, trafiła też do parafii w moich rodzinnych Głuchołazach. Dopiero co przyszedłem na świat. Moja mama była bardzo przywiązana do Matki Bożej, brała udział w czuwaniu przy Jej ikonie. Przyniosła mnie ze sobą pewnego razu i przyszło jej do głowy, by swego bobasa symbolicznie ofiarować Maryi. Podeszła i położyła mnie w zawiniątku pod obrazem, a następnie oddaliła się do ławki. Gdy jakiś ksiądz podszedł, zaniemówił, bo – jak opowiadała mama – był strasznie przerażony: myślał, że ktoś porzucił dziecko. Zaczął nerwowo ustalać, czyje to niemowlę. Mama, rzecz jasna, szybko się do mnie przyznała. W takich okolicznościach przebiegł akt podarowania mnie Maryi.
Kryzys wiary
Matka Boża towarzyszyła mi w moim wzrastaniu, byłem bowiem związany z parafią prowadzoną przez księży marianów, którzy, jak wskazuje ich nazwa, swój charyzmat wiążą z Niepokalaną. Dojrzewając, przechodziłem różne kryzysy. Wszystko chciałem sprawdzić, kontestować, odrzucać. W pewnym okresie uznałem kult maryjny za niepotrzebny. Deklarowałem arogancko, że nie potrzebuję żadnej pośredniczki ani sekretarki w dostępie do Szefa. Ogarniał mnie duch luterańskiej bojowości, szydziłem sobie z przejawów kultu maryjnego. Oczywiście to minęło. Być może potrzebowałem swoistej przebudowy kręgosłupa wiary, by zrozumieć, że wszystko zaczyna się od Chrystusa i Jego miłości.
Potem znowu przyszła Maryja. Towarzyszyła mi w czasie dwuletniego pobytu w seminarium ojców marianów, a później także na Drodze Neokatechumenalnej. Droga Neokatechumenalna jest bardzo chrystocentryczna, skupia się na kerygmacie, na słowie Boga, na paschalnym przeżywaniu sakramentów, lecz od początku wszystkiemu, co przeżywa wspólnota, towarzyszy przepiękna ikona Matki Bożej oraz wiele pieśni Jej poświęconych. Na pewnym etapie inicjacji chrześcijańskiej nawiązuje się ścisłą relację z Maryją Dziewicą, chwyta się z nowym przekonaniem za różaniec. Poszczególne dogmaty maryjne wyłaniają się w trakcie zgłębiania nauczania kościelnego stopniowo, jak perły, jak światło z ciemności.
Nauczycielka zaufania
Maryja jest dla mnie nauczycielką zaufania do Boga. Jest osobą, która została mi dana także w moim kapłaństwie. Na początku mej posługi prezbiterskiej odwiedziłem sanktuarium w Loreto, gdzie znajduje się domek Świętej Rodziny przeniesiony z Nazaretu. Prosiłem wówczas Maryję, by zechciała otoczyć mnie szczególną opieką. Prosiłem o łaskę kierowania moim powołaniem tak, bym mógł dla innych być aniołem, a nigdy demonem.
WIĘCEJ PRZECZYTASZ W KSIĄŻCE KS. SKRZYPCZAKA „OGIEŃ W KOŚCIELE. NADZIEJA W CZASACH KRYZYSU”

No Comments