Ksiądz Stefano Gobbi, wielki mistyk XX wieku i autor niezwykłej książki „Do kapłanów, umiłowanych synów Matki Bożej”, toczył zacięte boje z demonem. Jego świadectwo może służyć nam za przykład w naszej w naszej codziennej walce duchowej. Pułapki, jakie zastanawia na nas demon, nie mogą nas zniechęcić ani powstrzymać.
Ksiądz Stefano, jak wszyscy, mierzył się z próbami i pokusami. Nocami często walczył ze stanami lękowymi: Rani cię niezrozumienie, wątpliwości, niepewność, liczne odstępstwa. Są to prawdziwe rany duszy […]. Nikt ich nie widzi – zanotował 5 kwietnia 1985 roku. Ale toczył też potyczki z wrogiem o nasze dusze, demonem, którego nazywał „brzydką mordą”, a który szczególnie działał w trakcie podróży i wyjazdów.
Pewnego dnia podczas lotu samolotem w maszynę uderzył piorun. Po wylądowaniu rozeszła się wieść, że trafione miejsce znajdowało się bardzo blisko zbiornika paliwa: była to prawdziwa łaska, że wszyscy wyszli z tego cało. Kiedy indziej oderwała się klapa w samolocie; i tym razem podróż została szczęśliwie zakończona.
„Jeśli nie dotrę – wygrał diabeł”
Pewnego dnia, jadąc samochodem na południe Włoch na modlitwę we wspólnocie Wieczerników, ks. Stefano zasnął za kierownicą i uderzył w barierkę znajdującą się na poboczu. Kiedy wysiadł, żeby oszacować szkody, nie zauważył ani śladu zadrapania na lakierze auta. Co więc tak naprawdę się stało? Czy doszło do wypadku czy też zadziałały nadprzyrodzone siły?
W niektórych niesprzyjających i zapowiadających tragedię sytuacjach, w jakich czasami znajdował się ks. Gobbi, wyczuwalny był zapach siarki.
W Brazylii z kolei ks. Gobbi miał ogromne trudności podczas przeprowadzek. Zwykł był mawiać: „Jeśli nie dotrę na czas na Wieczernik, to znaczy, że wygrał diabeł”. Pewnego dnia, jadąc samochodem wraz z o. Nazareno Lanciottim, natknęli się na powódź, tak że nie dało się prowadzić auta. Przed nimi rozciągała się rzeka błota, która wciąż nabierała wody. Nie było już widać drogi. Załamany o. Nazareno natychmiast chciał się zatrzymać, lecz ks. Stefano zachęcał go do dalszej jazdy, chwytając go za ramię, jak gdyby chciał pomóc mu prowadzić. Niespodziewana pewność dodała sił kierowcy, który zdołał przejechać przez wodę i błoto, więc podróż trwała dalej. Kiedy wrócili na suchą drogę, o. Nazareno wybuchł płaczem.
Innym znów razem ks. Gobbi i jego kierowca dotarli do mostu, na którym znajdowało się wiele osób z niepokojem patrzących w dół na wzburzoną rzekę. Kapłan powiedział spokojnie, by jechać dalej, ponieważ Matka Boża pragnie punktualności. Przejechawszy most, zobaczyli w tylnym lusterku ogólny zamęt i ucieczkę, walące się filary i most, który upada do wody z wielkim hukiem.
Zapach siarki
W Libanie (kraj poświęcony Niepokalanemu Sercu Maryi w czerwcu 2013 roku) doszło do innego dramatu. Ksiądz Stefano i kierowca trafili na burzę z gradobiciem tak intensywnym, że nie można było jechać dalej. Kapłan modlił się z wiarą, nakazując demonowi, by odszedł, i kilka minut później wróciła dobra pogoda. Lecz na krótko: po pół godzinie nastała kolejna burza, jeszcze gorsza od tej pierwszej. Lecz ks. Stefano zrozumiał, co ma robić: jeszcze jedna potępiająca modlitwa przeciwko siłom zła i znów po kilku minutach niebo się rozjaśniło.
Innym razem, w trakcie jazdy samochodem całą przednią szybę auta zasypał nawóz, tak że zupełnie uniemożliwił on widoczność. A przecież przed nimi – jak wspomina towarzysz podróży ks. Stefano – nie było żadnej ciężarówki, dokoła zaś nie było wcale wiejskich terenów. Jak to się mogło stać?
Co więcej, w niektórych niesprzyjających i zapowiadających tragedię sytuacjach wyczuwalny był zapach siarki.
Pokój Maryi
W życiu i „kwiatkach” świętych wiele jest podobnych przykładów. Nie chodzi tu wcale o sugestie czy przesadzanie: diabeł istnieje i jeśli może, przeszkadza w każdy sposób, zwykły i niezwykły. Sama Matka Boża od początku mówiła: [Mój przeciwnik rozwścieczył się już na ciebie i próbuje wciąż uczynić ci zło]. Niech wszyscy Kapłani należący do Mojego Ruchu wiedzą, jak bardzo demon boi się ich i ich nienawidzi […], lecz Ja będę z Moimi Kapłanami, by ich ochraniać i bronić – takie słowa Matki Boże zapisał ks. Gobbi 14 listopada 1973 roku.
Aniceto Battani, modeńczyk, świecki członek Kapłańskiego Ruchu Maryjnego i towarzysz ks. Stefano, opowiada o podróżach po Afryce: „Byliśmy w Kinszasie, w Kongo. Matka Boża rano pierwszego dnia naszej wizyty przekazała wiadomość ks. Stefano, prosząc o poświęcenie Jej trzech państw, do których mieliśmy się udać: Kongo, Rwandy i Burundi. Po tych poświęceniach przyrzekła pokój. Mówię prawdę: nie wierzyłem w to, bo znałem te kraje, wykończone wojną trwającą przez ponad piętnaście lat; rozumowałem po ludzku i mówiłem, że to niemożliwe. Później, kiedy w Bukavu zobaczyliśmy znak tęczy utrzymujący się przez godzinę, widziany przez bardzo wiele osób, przekonałem się, że to, co mówiła Matka Boża, może się spełnić. Wszyscy ludzie krzyczeli: «Pokój, pokój, pokój!». Ksiądz Gobbi ogłaszał wszędzie, gdziekolwiek szedł, w radiu czy telewizji, obietnice Matki Bożej, a ja narażałem mu się, mówiąc: «Księże Stefano, ty nie zostajesz w Kongo, a ja muszę tu żyć: teraz mnie tu zabiją za deklaracje, jakie składasz.» Później, w połowie października, wróciliśmy do Włoch, a pod koniec stycznia kraje w stanie wojny podpisały traktaty pokojowe”.
Powyższy fragment pochodzi z książki „Ks. Stefano Gobbi. Proboszcz całego świata”. Książka dostępna jest tutaj.

No Comments