Jak kard. Ratzinger zareagował na decyzję konklawe o wybraniu go na papieża? I w jaki sposób jego posługa oraz abdykacja zmieniły papiestwo? O tym pisze w swojej książce abp Georg Ganswein. KSIĄŻKĘ ZNAJDZIESZ TUTAJ!
Na zakończenie jednej z ostatnich rozmów, jakie Peter Seewald, papieski biograf z Monachium, przeprowadził z Benedyktem XVI, padło pytanie: „Czy jest Wasza Świątobliwość końcem starego, czy początkiem nowego?”. Odpowiedź papieża była krótka i konkretna: „I tym, i tym”. Dyktafon był już chyba wtedy wyłączony, dlatego ten ostatni dialog nie pojawia się w żadnej książce Petera Seewalda, nawet w słynnej Światłości świata, a tylko w wywiadzie dla „Corriere della Sera”.
Dwóch papieży
Tak jak od czasów Piotra jeden święty, katolicki i apostolski Kościół zna także dziś tylko jednego prawowitego papieża. Ale w pewnym momencie znaleźli się wśród nas dwaj następcy Piotra, którzy nie konkurowali ze sobą nawzajem, lecz byli w sposób niezwykły obecni! Dodać jedynie należy, że duch Josepha Ratzingera już na długo wcześniej istotnie wpłynął na pontyfikat św. Jana Pawła II, któremu późniejszy papież Benedykt wiernie służył przez prawie ćwierć wieku jako prefekt Kongregacji Nauki Wiary. Wielu ciągle jeszcze uznaje tę nową sytuację jako rodzaj Bożego stanu wyjątkowego.
Byłem przy tym, gdy Benedykt XVI pod koniec swojego urzędowania zdjął swój Pierścień Rybaka, co ma zawsze miejsce po śmierci papieża, mimo że w tym przypadku jeszcze przecież żył! Byłem przy nim, gdy zdecydował się także nie oddawać swojego imienia. Nie stał się na powrót Josephem Ratzingerem, jak papież Celestyn V, który 13 grudnia 1294 roku po kilku miesiącach urzędowania ponownie stał się Pietro di Morrone.
Dlatego od 11 lutego 2013 roku urząd papieski nie jest już tym, czym był wcześniej. Fundament Kościoła katolickiego pozostanie, jednak Benedykt XVI trwale go zmienił w swoim wyjątkowym pontyfikacie, o którym racjonalny kard. Sodano zaraz po zaskakującej abdykacji w pierwszym odruchu i niezwykle poruszony, niemal wytrącony z równowagi ogłosił, że wiadomość ta spadła na zgromadzonych kardynałów „jak grom z jasnego nieba”.
KLIKNIJ TUTAJ I ZOBACZ KSIĄŻKĘ ABP. GEORGA GANSWEINA!
Było to rankiem, a tego samego dnia wieczorem rzeczywiście długa na kilka kilometrów błyskawica z niesłychanym hukiem uderzyła w kopułę bazyliki św. Piotra, nad grobem Księcia Apostołów. Raczej rzadko zdarza się, aby przełomowi czasów towarzyszył kosmos. Jednak tego ranka, 11 lutego, dziekan kolegium kardynalskiego, Angelo Sodano, zakończył swoją odpowiedź na oświadczenie Benedykta XVI swoją pierwszą i podobnie kosmiczną oceną tego pontyfikatu, mówiąc: „Oczywiście gwiazdy na niebie będą dalej świecić, tak jak zawsze będzie błyszczeć między nami gwiazda Twojego pontyfikatu”.
Już imię, które nowy papież podał bezpośrednio po swoim wyborze, było swoistym programem. Joseph Ratzinger nie stał się Janem Pawłem III, jak wielu być może sobie życzyło. Nawiązał natomiast do Benedykta XV, pozbawionego szczęścia i sukcesów wielkiego papieża pokoju z budzących grozę lat pierwszej wojny światowej oraz do św. Benedykta z Nursji, duchowego ojca mnichów i ojca Europy.
Jeśli chodzi o lata przed tym wydarzeniem, mógłbym jako świadek koronny zaświadczyć, że kard. Ratzinger nigdy nie dążył do objęcia najwyższego urzędu w Kościele katolickim, lecz żywo marzył o takim wieczorze życia, w którym spokojnie mógłby napisać kilka ostatnich książek. Cały świat wie, że stało się inaczej. Podczas wyboru byłem w Kaplicy Sykstyńskiej świadkiem tego, że dla kardynała ten wybór był „prawdziwym szokiem” i „przerażeniem” i że zrobiło mu się „słabo”, gdy zobaczył spadającą nań „gilotynę” decyzji, przy czym nie zdradzam tu żadnej tajemnicy, odkąd Benedykt XVI sam publicznie to powiedział w czasie swojej pierwszej audiencji przed pielgrzymami z Niemiec.
Dlaczego abdykował?
O rezygnację Benedykta XVI pyta wielu katolików, którym jego myśl i pontyfikat były bliskie. Muszę to wyraźnie powiedzieć: Benedykt nie ustąpił ostatecznie z powodu biednego, błądzącego kamerdynera czy też sensacji dotyczących swojego otoczenia, które wprowadzane w Rzymie do obrotu w czasie tak zwanej sprawy Vatileaks, przypominały fałszywe pieniądze, choć w pozostałej części świata brano je za szczere złoto. Nie było takiego zdrajcy, „sroki” czy jakiegokolwiek dziennikarza, który skłoniłby go do tej decyzji. Na to ten skandal był zbyt mały, a dobrze przemyślany krok tysiąclecia Benedykta XVI o tyleż większy.
Muszę powiedzieć, że mnie także, jako świadkowi patrzącemu z bliska, w reakcji na ten spektakularny i nieoczekiwany krok Benedykta XVI stale na nowo przychodzą do głowy owe słynne i genialne słowa, którymi Jan Duns Szkot uzasadnił w średniowieczu boską wolę Niepokalanego Poczęcia Matki Bożej: „Decuit, potuit, fecit”. Oznacza to: Bóg mógł to zrobić, należało to zrobić, a więc to uczynił.
Przenosząc tę formułę na decyzję o abdykacji, odczytuję te słowa tak: należało tak zrobić, ponieważ Benedykt XVI był świadomy tego, że brakuje mu koniecznej siły do pełnienia arcytrudnego urzędu. Mógł tak zrobić, ponieważ już od dawna teologicznie dogłębnie rozważał możliwość emerytowania papieży w przyszłości. Zatem tak uczynił.
ZOBACZ KSIĄŻKĘ ABP. GANSWEINA! KLIKNIJ TUTAJ!
Dlatego w istocie epokowe odejście papieża teologa było krokiem naprzód, gdy 11 lutego 2013 roku wobec zaskoczonych kardynałów wprowadził do Kościoła katolickiego nową instytucję papa emeritus, mówiąc, że jego siły nie są już wystarczające, aby „w sposób należyty sprawować posługę Piotrową”. Kluczowym wyrażeniem w tym oświadczeniu jest pojęcie Munus Petrinum, które tu – jak w większości przypadków – zostało przetłumaczone jako posługa Piotrowa. Jednak łacińskie munus ma różnorakie znaczenie. Może oznaczać służ- bę, zadanie, kierownictwo lub dar – aż po cudotwórstwo.
Benedykt aż do dzisiaj pojmuje swoje zadanie po odejściu jako udział w takiej Piotrowej posłudze. Opuścił tron, ale wraz ze swoją decyzją 11 lutego 2013 roku nie porzucił duchowej służby modlitewnej i współodczuwania dla Kościoła.
Aby rozwiać wszelkie wątpliwości i uniknąć wszelkich nieporozumień, należy stwierdzić, że od czasu wyboru 13 marca 2013 roku nie ma dwóch papieży, lecz jeden, Franciszek. Tylko do niego należy urzędo- we pełnomocnictwo do kierowania Kościołem. Jednak w duchowej służbie modlitwy i oddania Benedykt XVI pozostaje w ścisłym kręgu św. Piotra. Dlatego emerytowany papież nie złożył białej sutanny ani swojego imienia, a jego prawidłowy tytuł to „Ojciec Święty” (po włosku: Santità). Nie wycofał się on także do odległego klasztoru, lecz do serca Watykanu – jakby odszedł tylko na bok – aby stworzyć przestrzeń swojemu następcy i nowemu etapowi w historii papiestwa, które swoim krokiem ubogacił o dzieło swojej modlitwy i współczucia w watykańskich ogrodach.
WIĘCEJ CZYTAJ W KSIĄŻCE ABP. GEORGA GANSWEINA, KTÓRĄ ZNAJDZIESZ TUTAJ!
No Comments