Pokusy właściwie zrozumiane i potraktowane zgodnie z duchem religii, sprawiają, że dzięki wierze, nadziei i miłości rośnie nasze przywiązanie do Boga.
Ten, którego nękają pokusy, a który jednocześnie pragnie być od nich uwolniony, nawiązuje bliższą relację z Bogiem, przywiązuje się do Niego i przykłada większą wagę do czujności, trzyma straż nad samym sobą – jedno i drugie może pomóc na drodze do świętości.
Człowiek ten dostrzega w swoim sercu mnogość wrogów i zna swoje słabości. Choć czuje, że obdarowany codzienną łaską ma dość siły, by pokonać część z nich, wie także – a czerpie tę wiedzę ze swoich słabości, bolesnych doświadczeń i zasad swojej religii – że bez szczególnego zmiłowania nie będzie miał wystarczającej odwagi, by z powodzeniem odeprzeć ataki innych pokus, które wyjątkowo mocno go kuszą i w obliczu których wystawiony jest na szczególne niebezpieczeństwo.
Skąd nadejdzie pomoc?
Cóż może uczynić, wiedząc o tym, a także będąc świadomym tego, że walka będzie nierówna? Musi szukać pomocy na tyle potężnej, by utrzymała go z daleka od wrogów, zwłaszcza tych, których najbardziej się obawia. Wiara uczy, że pomoc taką może znaleźć wyłącznie u Boga, a by ją otrzymać, musi jedynie gorliwie i wytrwale się o nią modlić. Zwraca się więc do Niego z pełnym zaufaniem.
Zobacz więcej na temat pokus w książce PJ Michelsa SJ „Pokusy”
Czując pierwsze podrygi pokusy, człowiek ów powtarza za psalmistą: „Wznoszę swe oczy ku górom: skądże nadejdzie mi pomoc?” (Ps121,1). Osiąga to poprzez modlitwy, na tym koncentruje swoje pragnienia. Im bardziej palącą pokusę odczuwa, tym bardziej przywiązuje się do Boga. Jest niczym dziecko kroczące brzegiem przepaści, ofiara otoczona stadem dzikich bestii. Polega na ochronie swego Ojca, ilekroć ścieżka pod jego stopami staje się śliska i niebezpieczna, gdy groźny warkot i morderczy błysk w oku bestii ostrzegają przed śmiertelną pułapką.
Otoczony Bożą opieką, niczym królewski prorok przestaje lękać się wroga. Ten zaś staje się bezsilny w obliczu silnej wiary prowadzącej do wiecznego szczęścia, w obliczu nieustępliwej nadziei zaskarbiającej wyjątkowe łaski, obiecane tym, którzy pokładają w Bogu swoją ufność. Człowiek będący blisko Boga nie boi się już walczyć z wrogiem, którego wcześniej postrzegał jako niezwyciężonego. Ma go w pogardzie lub kontratakuje pewny łatwego zwycięstwa.
Łaska ta – często odnawiana – uczy go ponadto, jak wielkie są dobroć i miłosierdzie Boga, co sprawia, że miłość do Stwórcy staje się gorliwsza i silniejsza. Tak więc pokusy, właściwie zrozumiane i potraktowane zgodnie z duchem religii, sprawiają, że dzięki wierze, nadziei i miłości rośnie nasze przywiązanie do Boga, obligując nas tym samym do częstego praktykowania wspomnianych cnót.
Unikanie pokus
Z kolei świadomość własnych słabości w sposób nieunikniony zmusza nas do wzmożonej czujności. Człowiek słaby to człowiek bojaźliwy – proporcjonalnie do swej słabości. Słabość ta sprawia, że zachowuje ostrożność, by nie stworzyć sobie wrogów oraz unikać niebezpieczeństwa ze strony tych, których już posiada. Jest uważny na swoje zachowanie i świadomy każdego wypowiadanego słowa. Wątpiąc w swoją siłę, nie wszczyna walki.
Zachowanie to jest raptem reprezentacją środków ostrożności, które wypada przedsięwziąć chrześcijaninowi. Ze starannością powinien on unikać wszystkiego, co może wywoływać groźne pokusy czy powołać do życia nowe, nieznane niebezpieczeństwa. Wie, kto mówił: „miłujący niebezpieczeństwo od niego zginie” (Syr 3, 26b). Z obawy przed byciem pozostawionym samemu sobie w swej słabości, ponieważ postrzega siebie jako niegodnego
niebiańskiej pomocy, uważny jest na to, co się dzieje w jego umyśle i sercu, na wypadek gdyby wkradł się do nich nowy wróg lub ci, których zdołał już pokonać, skorzystali z chwili jego zaniedbania i zaatakowali znienacka, kusząc go trującą słodyczą namiętności, by strącić go w przepaść.
Czujność jest tym bardziej istotna, że pokusa często nie ujawnia się bezpośrednio. Ma dobrze przemyślaną strategię, powołuje się na fałszywe preteksty, przyjmuje wygląd cnoty, aby wciągnąć dusze w śmiertelną pułapkę. Namiętność nierzadko się ukrywa, by nie zostać rozpoznaną. Wślizgnie się do naszego serca i przybierze maskę, by niepostrzeżenie się tam zadomowić. Człowiek, który nie jest wyczulony na jej przebiegłość, daje jej czas na umocnienie się; nie stawia muru wystarczająco mocnego, by wytrzymał jej atak.
Ten jednak, kto jest zaprawiony w duchowych bojach i wyczulony na pojawienie się nowego wroga lub najmniejszy ruch starego, zawsze stoi na straży i rozpozna najdrobniejsze drgnienie swego serca. Bada naturę swych uczuć i gdy tylko rozpozna wroga, nie waha się bronić.
Jego czujność buduje niewzruszony mur obronny przeciwko pokusom, zarówno tym pochodzącym z jego wnętrza, jak i z zewnątrz. Nic nie może go zaskoczyć, a wróg w końcu odkrywa, że twierdza tej duszy jest strzeżona z każdej strony.
Jeśli w duszy panuje pokój, ostrożność często postrzega się jako zbyteczną, w czasie burzy musimy być jednak czujni, by uniknąć porażki i roztrzaskania się na skałach. I tak duża częstotliwość pokus wzmaga czujność, a czujność prowadzi do bliższego przymierza z Bogiem, to zaś rodzi w nas pokorę wobec działań Ducha Świętego. Pokora prowadzi nas natomiast ścieżką wiodącą ku doskonałości.
Powyższy tekst jest fragmentem książki P.J. Michelsa SJ, Pokusy. Skąd przychodzą, co oznaczają, jak je pokonać, która ukazała się nakładem wydawnictwa Esprit. Książkę znajdziesz tutaj.

No Comments