Kryzys cywilizacji zachodniej nakazuje nam coraz częściej zadawać sobie pytania czy faktycznie grozi nam powrót do masowych prześladowań chrześcijan? I jak zachowamy się w chwili próby?
Liberalny konsensus na Zachodzie odrzuca chrześcijański system wartości i prawdę o obiektywnym porządku prawa Bożego. To prowadzi do tego, że ustawodawstwo państw Zachodu nierzadko uniemożliwia chrześcijanom funkcjonowanie w zgodzie z sumieniem. Tak zwana klauzula sumienia, mogąca chronić wierzących przed łamaniem ich sumień, coraz rzadziej spotyka się ze zrozumieniem w liberalnym ładzie, wszak prawodawcy zazwyczaj uznają, iż stanowione reguły są bezwzględnie obowiązujące. Bez żadnych wyjątków.
Problem stale się pogłębia i stąd coraz liczniejsze pytania o to, czy jako katolicy jesteśmy skazani nie tylko na bycie w mniejszości, ale też prześladowania. I to nie tylko takie, które dotyczą łamania naszych sumień, ale fizyczne, związane nawet z możliwością utraty życia w imię Chrystusa.
Sól w oku
Historia prześladowań chrześcijan uczy nas, że często byli oni solą w oku pogan. Pierwsze wieki męczeństwa tysięcy wierzących dowodzą, iż reguły chrześcijańskiej wiary zazwyczaj pozostają w sprzeczności z pogańską perspektywą. I nie jest możliwe pokojowe współistnienie tych dwóch rzeczywistości. Nie chodzi tutaj o wojnę domową, lecz nienawiść, jaką pogański świat darzy tych, którzy uwierzyli w Objawienie – Chrystusa będącego źródłem Prawdy.
Sprzeciw pogan wobec krzyża a w konsekwencji krwawe prześladowania – to historia pierwszych wieków Kościoła. Prof. Stanisław Stabryła w książce „Znak, któremu sprzeciwiać się będą. Pierwsi wrogowie Chrystusa” pokazuje wprost, w jaki sposób zaawansowane cywilizacyjnie – ale zacofane etycznie względem chrześcijaństwa – Cesarstwo Rzymskie traktowało wyznawców Pana Jezusa, określanych wówczas jeszcze mianem sekty.
Pierwsze masowe prześladowania chrześcijan miały miejsce w czasie panowania Nerona, po wielkim pożarze, który wybuchł w Wiecznym Mieście. I choć Rzymianie spekulowali na temat tego, kto był prawdziwym sprawcą tej tragedii – wprost posądzano o to Nerona – szalony władca z łatwością skierował gniew ludu właśnie na „chrześcijańską sektę”. Niewiele było trzeba, by wzniecić nowy ogień wrogości i prześladowań, choć przecież sami chrześcijanie nie wszczynali żadnych burd ani ruchawek. Owszem, krążyły o nich szkodliwe mity oskarżające ich o rozmaite haniebne występki. Ich wiara i przekonania stanowiły ciało obce w ówczesnym pogańskim organizmie. Stąd bardzo łatwo przyszło Neronowi przekonać mieszkańców Rzymu o winie chrześcijan.
Jak zresztą celnie zauważył Tacyt, do rozpoczęcia krwawych prześladowań niekoniecznie trzeba było miotać oskarżeniami o podpalenie. Wyznawcom Chrystusa ostatecznie nie udowodniono wcale tego przestępstwa, lecz „jedynie” nienawiść ku rodzajowi ludzkiemu. To dość znaczące, wszak i współcześnie etyka chrześcijańska oskarżana jest przede wszystkim o szerzenie nienawiści.
Tacyt opisuje dalej w jaki sposób obchodzono się z ostatecznie niewinnymi ludźmi: palono ich żywcem, rzucano zwierzętom na pożarcie, wieszano na krzyżach. Wszystko ku uciesze gawiedzi i samego Nerona.
Bo są chrześcijanami…
Kilkadziesiąt lat później znajdujemy kolejne znaczące potwierdzenie stosunku ówczesnego świata wobec chrześcijan. W listach Pliniusza Młodszego, literata i urzędnika imperium, adresowanych do cesarza Trajana a pisanych w latach 111-112, odnajdujemy w jaki sposób wyznawcy Chrystusa byli postrzegani przez pogański świat.
Pliniusz, który przebywał wówczas w Bitynii, wszczął przeciwko chrześcijanom dochodzenie, zaniepokojony zawiązywaniem przez nich niezgodnych z miejscowym prawem stowarzyszeń i wspólnot. Urzędnik, choć nie do końca jest świadom tego, w jaki sposób powinien postępować z dość nowym dla siebie zjawiskiem, zauważa, że na skutek działalności nowej „sekty” liczne świątynie pogańskie pustoszeją. Dlatego zaczyna obchodzić się z chrześcijanami dość brutalnie. Najpierw zachęca ich do wyparcia się wiary. Jeśli tego nie robią – bez zwłoki skazuje ich na śmierć. Tych zaś, którzy są obywatelami rzymskimi odsyła do stolicy imperium, by tam rozsądzono ich sprawę.
KLIKNIJ TUTAJ I POZNAJ WSTRZĄSAJĄCĄ HISTORIĘ PRZEŚLADOWANIA CHRZEŚCIJAN W KSIĄŻCE
„ZNAK, KTÓREMU SPRZECIWIAĆ SIĘ BĘDĄ”
Co takiego Pliniusz uznawał za wielkie przestępstwo ze strony chrześcijan? Gromadzenie się przed świtem na modlitwie do Chrystusa. Jak zauważa prof. Stabryła, to de facto pierwsza wzmianka o Mszach świętych, które literat nazywa „głupim i niedorzecznym zabobonem”.
Ciekawe, że cesarz Trajan, odpisując swojemu urzędnikowi na pytanie, czy ten właściwie postępuje wobec stosunkowo nowej „sekty”, nie potrafi wskazać żadnego przepisu prawnego, który łamią chrześcijanie. Owszem, istniał przepis zakazujący im gromadzenia się, co czyniło nielegalne pierwsze Msze święte. Lecz poza tym sama wiara w Chrystusa nie była zakazana. A mimo to Trajan chwalił Pliniusza za zdecydowaną walkę z chrześcijanami.
To pokazuje, że tym, co niepokoiło ówczesną władzę nie był wcale destrukcyjny wpływ wyznawców Chrystusa na ład w imperium rzymskim, ale sprzeciw budziło samo słowo „chrześcijanin”. Gdyby bowiem łamali oni prawo, Trajan z pewnością zwróciłby na to uwagę, wskazując konkretne przepisy, umożliwiające karanie chrześcijan w świetle prawa.
„Według Pliniusza nie ma jakiegoś specjalnego prawa wymierzonego przeciwko chrześcijanom, a jednak podstawą ich oskarżania jest sama przynależność do tej sekty, którą pomawiano o obyczaje sprzeczne z ogólnie obowiązującą moralnością. Jeśli nawet uznawano, że chrześcijanie nie są winni zarzucanych im przestępstw, to i tak władze mogły wymagać od nich aktów kultowych, których nie mogli spełnić, a ze względu na to podlegali karom” – ocenia ówczesne antychrześcijańskie stanowisko państwa rzymskiego wobec chrześcijan prof. Stabryła. Brzmi to jednak bardziej jak próba znalezienia
Niewiele zatem trzeba było, by zostać skazanym na tortury lub śmierć. Kara należała się nie za łamanie prawa, ale za wyznanie wiary w Chrystusa. To doskonale uzmysławia nie tylko czym był ówczesny świat, ale jakie reguły rządzą postawą antychrystyczną.
Ofiary antykultury
Współczesna ideologia liberalna z pewnością jest również taką właśnie postawą. To jawny bunt przeciwko prawom wpisanym przez Boga w naturę, zbiorowej mądrości pokoleń, a wreszcie samej wiary, traktowanej przecież przez pozornie racjonalny umysł jako zabobon. Czy to wszystko może prowadzić do krwawych prześladowań?
Cóż, świat, jaki znamy dzisiaj zdaje się być dalece mniej brutalny niż ten starożytny. W końcu obecnie przez wszystkie przypadki odmieniane są takie słowa jak czułość, wrażliwość i tolerancja. Co jednak z tymi, których postrzeganie różni się od narzucanego odgórnie modelu? Co, jeśli ktoś rozpoznawszy obiektywną prawdę, doskonale widzi, jak głęboko w ów liberalny ład został wpisany błąd subiektywizmu? Taka postawa jest już postrzegana jako wrogość. Wszak nie ma tolerancji dla przeciwników tolerancji definiowanej tak a nie inaczej przez współczesną antykulturę. I – jeśli uważnie spojrzeć wstecz – widać doskonale, że to może być wstęp do krwawej rozprawy z tymi, którzy nadal wierzą w istnienie Bożego prawa, na którym przez wieki budowana była cała kultura naszego świata.
ZOBACZ WIĘCEJ W KSIĄŻCE PROF. STANISŁAWA STABRYŁY
„ZNAK, KTÓREMU SPRZECIWIAĆ SIĘ BĘDĄ”