Po nieudanych zamachu w Pensylwanii, kandydat na prezydenta USA, Donald Trump powiedział wprost: albo miałem szczęście, albo uratował mnie Bóg. Czy to, że Trump przeżył, naprawdę jest cudem?
Zamach na Donalda Trumpa dokonany w trakcie wiecu wyborczego w Pensylwanii poruszył świat. Sam polityk, który został draśnięty kulą w ucho, mówi o cudzie i wskazuje na interwencję nieba.
Czy faktycznie to właśnie miało miejsce? To tylko słowa jak ich wiele pada w trakcie kampanii wyborczej czy też naprawdę wydarzyło się coś wyjątkowego, co nie daje się wyjaśnić nauce?
Czym jest cud?
Cuda się zdarzają, czyli jak wyjaśnić niewytłumaczalne?
Uzdrowienia, przełamanie praw natury, sprawy, których nie potrafią wytłumaczyć lekarze a nawet my, zwykli ludzie, jak przywrócenie umarłego do życia do życia czyli wskrzeszenie. Cuda – ludzie często podkreślają, że takie rzeczy dzieją się w ich życiu, ale właściwie dlaczego? I czym są cuda?
Święty Tomasz z Akwinu w "Summie teologicznej" pisze po prostu, że cuda to coś, czego nie potrafimy wyjaśnić, a zatem jest to zaistnienie jakiś sytuacji, której ani specjaliści, ani badacze przyrody nie potrafią wytłumaczyć.
Św. Tomasz dzieli cuda na 3 stopnie
Do pierwszego stopnia zaliczamy te cuda, które w naturalnym biegu spraw nigdy by nie zaistniały, a są możliwe wyłącznie za sprawą Bożej interwencji. Przykładem takich cudów jest wskrzeszenie Łazarza, ale też bardziej nam współczesny cud słońca w Fatimie.
Drugi stopień, to sytuacje, które dzieją się niejako w zgodzie z naturą, ale w pewien sposób zaburzają jej porządek, to znaczy pozornie wydają się niemożliwe. Przykładami takich cudów są wydarzenia, jakie mają miejsce aż do dzisiaj w Lourdes, gdzie ilość uzdrowionych osób jest tak wielka, że powołano nawet specjalny zespół do ich badania złożony m.in. z lekarzy.
Trzeci stopień to cuda, które mogą dokonać się siłami natury, ale Bóg dokonuje ich bez jej pomocy. Nagłe ustąpienia gorączki, chorzy wracający do zdrowia, ustępujące choroby - to wszystko jest możliwe i zapewne medycyna jest w stanie to wyjaśnić, ale dopiero wzięcie pod uwagi Bożej interwencji nadaje uzdrowieniu bardziej wytłumaczalny charakter.
Jasna strona tajemnicy, czyli po co nam cuda?
Po co nam jednak cuda? Czy naprawdę potrzebujemy wiedzy, że choroba ustąpiła nagle, a pacjent opuścił szpital, bo nastąpiło całkowite uzdrowienie? Czy bez tego nasza wiara nie byłaby pełna?
Pamiętajmy, że ostatecznie jesteśmy tylko ludźmi i kiedy w coś wierzymy, to nawet pomimo najlepszych chęci, potrzebujemy dowodu, choćby namiastki cudu, który pozwoli nam nabrać pewności.
Czy to oznacza, że bez cudu, nie jesteśmy w stanie uwierzyć? Nie, oczywiście, że uwierzymy, ale cud staje się dla nas dowodem na aktywność Boga. Jest jak zdjęcie rentgenowskie naszej relacji z Panem Bogiem: cud prowadzi nas do zrozumienia, jaka faktycznie jest nasza wiara.
Pan Bóg daje znak. Ile w nas wiary?
Adam Blai, katolicki teolog, pisze w swojej książce "Śledztwo w sprawie cudów", że cuda to przede wszystkim dowód na świętość Jezusa. To dlatego Ewangelie odnotowują każde kolejne uzdrowienie, egzorcyzm, wskrzeszenie, panowanie nad siłami natury czy odpuszczenie grzechów.
Widzimy wówczas, jak wielki jest Chrystus, i że to On jest prawdziwym Bogiem, ale Blai nie poprzestaje na tym. Zauważa, że chcemy wierzyć w cuda, ponieważ pragnienie wiary w nie nierozerwalnie wiąże się z naszą śmiertelnością.
"Kiedy stajemy w obliczu śmierci – czy to w wyobraźni, czy naprawdę – nasz umysł toczy walkę. On nie potrafi wyobrazić sobie, że mógłby nie istnieć, a to powoduje niepokój i bardzo często jest głównym źródłem lęku w naszym życiu. Podczas gdy większość stworzeń może się skupić na tu i teraz – na zaspokajaniu podstawowych potrzeb jedzenia, przetrwania i reprodukcji, utrzymujących je przy życiu – ludzie mają zdolność do rozmyślania o przeszłości i wyobrażania sobie przyszłości"
- pisze Adam Blai w książce "Śledztwo w sprawie cudów".
To, co stało się największym cudem!
To m.in. z uwagi na to, że w ludzkim mózgu istnieją takie a nie inne procesy myślowe, za największy cud uchodzi pokonanie śmierci, którego dokonał sam Chrystus.
Blai: "Śmiertelność jest zagrożeniem, z którym nie potrafimy walczyć i od którego nie możemy uciec. Wiemy, że ona z nami wygrywa i nas pokona, jeśli chodzi o wymiar doczesny. W przypadku braku wiary mamy do dyspozycji szereg innych rozwiązań: zaprzeczenie, rozproszenie uwagi, kryzys egzystencjalny, rozpacz i tak dalej. Główną obietnicą chrześcijaństwa jest to, że Jezus Chrystus pokonał śmierć i rozwiązał ten pozornie nierozwiązywalny problem. Obietnica została potwierdzona przez to, że Jezus pokonał śmierć na krzyżu i zmartwychwstał trzeciego dnia".
W takiej sytuacji, to właśnie cud zmartywchwstania jest naszą największą nadzieją i głównym źródłem naszej wiary. Owszem, obiektywnie to dowód na to, że Jezus zgładził nasze grzechy, ale to także spełnienie naszego pragnienia, by śmierć nie stała się końcem wszystkiego.
Donald Trump uwierzył w cud?
Trudno powiedzieć, czy Donald Trump faktycznie uwierzył w cud. Może przekonali go o tym bliscy, a może sam się przekonał, że w chwili, w której znalazł się o krok od śmierci, Jezus Chrystus wyciągnął do niego rękę i uratował go.
Kula wystrzelona z broni w jego kierunku cudownie ominęła przecież czaszkę. Gdyby Trump w trakcie przemówienia nie zwrócił głowy w kierunku promptera, najprawdopodobniej miałby roztrzaskaną głowę.
Jako chrześcijanie, wierzymy, że takie rzeczy nie dzieją się przypadkiem. Co chciał przez to powiedzieć Bóg? Być może dowiemy się niebawem, a być może dopiero wówczas, gdy minie wiele, wiele lat.