Dożyliśmy czasów, w których to antykościół zaczyna przejmować inicjatywę, a co gorsza, w tym antykościele służą i działają ludzie formalnie przynależni do Chrystusowego Kościoła. Ostre podziały w Kościele to dowód, że wizja bł. Katarzyny Emmerich czy siostry Agnieszki z Akity spełnia się na naszych oczach – mówi ks. Grzegorz Bliźniak, autor nowej książki „Nawracajcie się! Natychmiast”.
Chyba każdy katolik żyjący sprawami Kościoła dostrzega dzisiaj dwoistość kościelnej rzeczywistości. Na jednym biegunie pojawiają się propozycje radykalnych zmian w doktrynie, w wielu miejscach wprowadzanych już zresztą w postaci konkretnych praktyk, co oględnie nazywane jest „praktyką duszpasterską”. Na drugim z kolei pojawia się bardzo silny opór wobec tych zmian, oddziałujący nawet na samo centrum władzy Kościoła, czyli Watykan. Nie unikniemy zatem pytania o to, czy na naszych oczach materializuje się wizja dwóch Kościołów – prawdziwego i fałszywego – o której mówili mistycy, jak chociażby Święta Hildegarda z Bingen czy Błogosławiona Anna Katarzyna Emmerich.
Zanim powiemy o tej kwestii, warto zacząć od początku, a zatem od tego, czym właściwie jest Kościół. Nie jest to bowiem – jak zwykło się dzisiaj uważać – jakiś ludzki wymysł, lecz inicjatywa samego Pana Jezusa. To On założył Kościół, nadał mu określony cel i zdefiniował sposób jego działania. Jest to Jego Mistyczne Ciało, które ma oczywiście swoją ziemską postać, czyli całą materialną strukturę, hierarchię, duchowieństwo i świeckich, ale nie jest własnością żadnego człowieka; należy do samego Chrystusa. To On wyposażył Kościół w moc udzielania Jego łaski za sprawą sakramentów. To On też zapewnił, że żadne zło nie jest w stanie zniszczyć Kościoła, bo przecież „bramy piekielne go nie przemogą” (Mt 16, 18).
Zadaniem Kościoła – co wyraźnie podkreślał Święty Paweł – jest głoszenie Chrystusa: Jego wcielenia, nauczania, a wreszcie męki i zmartwychwstania. Główną treścią jego nauczania jest właśnie zbawienie, które dokonało się na krzyżu. Tam zostaliśmy odkupieni. Święty Jan Paweł II w encyklice Redemptor hominis bardzo pięknie pisze, że Chrystus żyje w Kościele, a misją Kościoła jest głoszenie Chrystusa w tajemnicy Jego zbawczego działania.
Taki jest Kościół. I oczywiście musi on budzić sprzeciw szatana. Diabeł jest wściekły już z powodu samego faktu, że Kościół w ogóle istnieje i działa, bo przecież prowadzi ludzi do zbawienia. Kościół zatem od samego początku musiał się borykać z ogromnymi problemami, licznymi herezjami i podziałami.
Ale w czasach ostatecznych szatan jeszcze podwoił swoje wysiłki, bo jest świadom, że ma coraz mniej czasu. Dlatego jeszcze intensywniej działa poprzez złych ludzi Kościoła, by gorszyć innych, a w konsekwencji zniszczyć to dzieło Chrystusa.
KLIKNIJ TUTAJ I ZOBACZ WIĘCEJ W NOWEJ KSIĄŻCE KS. BLIŹNIAKA „NAWRACAJCIE SIĘ, NATYCHMIAST!”
O tym, że w czasach ostatecznych wśród duchowieństwa i ludzi Kościoła dojdzie do wyjątkowo ostrych podziałów, wiemy chociażby z objawień w Akicie. Antykościół zatem jest powołanym przez szatana tworem, którego celem jest zniszczenie Kościoła. Demon zawsze działa, małpuje to, co stworzył Bóg, dlatego buduje też karykaturę prawdziwego Kościoła, pod wieloma względami podobną do Kościoła Chrystusowego, ale przecież w swojej istocie całkowicie różną.
Możemy obrazowo powiedzieć, że w centrum antykościoła stoi nie Chrystus, ale człowiek, i to człowiek grzeszny, opętany, zwiedziony przez złego ducha. To on w tej parodii Kościoła jest uwielbiany, podniesiony do rangi świętości, a jego wolność – która jest przecież darem Boga – zdeformowana i doprowadzona do swawoli. Człowiek w antykościele jest niewolnikiem własnej wolności, która wiedzie go do grzechu. Wartość życia, którego źródłem jest sam Bóg, jest zupełnie marginalizowana. To człowiek wymyśla przykazania, zasady, które z natury, w Bożym porządku, są doskonałe, ale w wydaniu ludzkim – słabe i często sprzeczne ze sobą. Prawo Boże zostaje podeptane.
Antykościół jest ustawiony w totalnej opozycji do Kościoła i konflikt między nimi jest nieuchronny. Dojdzie do niego właśnie w czasach ostatecznych, choć już w najnowszej historii widzieliśmy wiele razy konfrontacje tych dwóch bytów. Czekamy jednak nadal na to ostatnie starcie. Jego początkiem będzie pozorny tryumf antykościoła, który zepchnie Kościół Chrystusowy do podziemia, do katakumb.
Wspaniale mówił o tym w 1976 roku kardynał Karol Wojtyła podczas pobytu w Filadelfii (w Stanach Zjednoczonych). Jego ówczesne słowa brzmią dzisiaj jak proroctwo. Roztaczał wówczas dość przerażającą wizję konfrontacji dwóch rzeczywistości: Boga i antyboga, wartości i antywartości.
Sądzę, że dzisiaj obserwujemy właśnie krytyczny etap tej konfrontacji. Dożyliśmy czasów, w których to antykościół zaczyna przejmować inicjatywę, a co gorsza, w tym antykościele służą i działają ludzie formalnie przynależni do Chrystusowego Kościoła. To właściwie oznacza, że ludzie ci utracili wiarę – bo formalna przynależność do Kościoła nie jest ani kluczowa, ani najważniejsza. Istotą jest nasza przynależność duchowa.
Do Kościoła zostajemy włączeni przez chrzest i trwamy w nim za sprawą wiary. Sam chrzest nie przyniesie właściwych owoców, jeśli zabraknie w nas wiary. Wtedy nasza obecność w Kościele nie tylko jest bezowocna, ale wręcz czasem staje się dla nas balastem. Człowiek pozbawiony wiary, ale formalnie należący do Kościoła, żyje tak, jak gdyby Boga nie było. Jeśli odszedł od Kościoła w pełni świadomie, będzie to przedmiotem sądu, który czeka go po śmierci. Bardzo surowego sądu, bo mówimy o człowieku, który otrzymał niezatarty znak przynależności do Chrystusa, a jednak się Go wyrzekł. Właśnie dlatego szatan w dzisiejszych czasach przeciągnął na swoją stronę wielu ludzi Kościoła. I dzięki tym ludziom stworzył swój antykościół, który ma działać na zgubę ludzi wierzących.
Z tego, co ksiądz mówi, wynika, że poprzez antykościół mamy rozumieć organizację ukrytą w Kościele, a nie wyradzającą się z Kościoła i działającą osobno?
Ukrytą i w żaden sposób niesformalizowaną. Antykościół powstaje na skutek utraty przez Kościół Chrystusowy tego charakteru, który nadał mu właśnie sam Pan Jezus. Dzieje się tak z powodu odstępstwa od wiary, ale też z powodu działania przeciwników Kościoła.
Nie jest przypadkiem, że to właśnie Kościół katolicki uznawany jest współcześnie za najbardziej wsteczną i grzeszną instytucję. O protestantach nie mówi się z taką wrogością jak o katolikach. Szatan, posługując się grzesznymi ludźmi, robi bardzo wiele, by zniszczyć Kościół i przekształcić go w antykościół, który owszem, zachowa pozory autentyczności, ale zabraknie w nim Pana Jezusa oraz prawdziwej wiary.
Skoro mówimy o antykościele jako o czymś nieoficjalnym i niejawnym, to w jaki sposób mamy rozpoznać, czy nauka, którą głoszą duchowni w Kościele, przynależy do Chrystusa, czy do antykościoła? Mógłby ksiądz wskazać jakieś jasne kryteria?
Kluczem jest tutaj zrozumienie, czym jest depozyt wiary. Jak już mówiłem, Kościół został powołany przez Chrystusa i to On przekazał nam ów depozyt. A zatem to, w co wierzymy, nie jest w żadnej mierze wymysłem człowieka, lecz pochodzi od Chrystusa. Człowiek nie może tego zmieniać, bo depozyt wiary został nam przekazany, byśmy wierzyli, a nie po to, byśmy wymyślali coś na nowo.
Dzisiaj jesteśmy zobowiązani wierzyć dokładnie w to samo, w co wierzyli pierwsi apostołowie. Na tym polega nasza jedność z nimi. I właśnie po to została powołana hierarchia: by tej wiary bronić i zachować ją dla kolejnych pokoleń.
ZOBACZ NOWĄ KSIĄŻKĘ KS. BLIŹNIAKA „NAWRACAJCIE SIĘ, NATYCHMIAST!”
Dlatego pierwszym znakiem charakterystycznym dla fałszywego kościoła są zmiany wprowadzane w przedmiocie wiary. Podstawą Kościoła jest ciągłość, a antykościół dąży do zerwania. Nie może być tak, że coś, w co wierzono przez setki lat, nagle na jakimś synodzie znika lub zostaje zmienione. Nasza wiara opiera się na Tradycji i Piśmie Świętym. To są jej źródła. Jeśli ktokolwiek występuje przeciwko temu, co podaje Tradycja i Pismo, to znaczy, że należy do antykościoła. Taki duchowny nie jest prawdziwym pasterzem. Jedną z form przeciwstawiania się szatanowi, który usiłuje przemienić Kościół, musi być obrona depozytu wiary i jego źródeł.
Zwraca na to uwagę Matka Boża w licznych objawieniach, gdy podkreśla, że dzisiaj bardzo ważne jest, by chronić ów depozyt. Kiedy więc słyszymy duchownego – nieistotne, czy jest to zwykły ksiądz na parafii, czy biskup – który mówi, że mamy jakiś nowy etap w życiu Kościoła, że to, co było wcześniej, nie jest już ważne, że liczy się ostatnie kilkadziesiąt lat i dlatego wszystko, co święte, należy zmienić, zerwać z tym, to jest to jasny znak, że taki duchowny należy do fałszywego kościoła. I naprawdę nie ma znaczenia ranga tego duchownego. Święty Paweł bardzo dosadnie pisze: „Ale gdybyśmy nawet my lub anioł z nieba głosił wam Ewangelię różną od tej, którą wam głosiliśmy – niech będzie przeklęty!” (Ga 1, 8).
Ale po czym zwykły wierny ma rozpoznać, że kapłan w jego parafii zachowuje depozyt wiary?
Musimy sobie najpierw jasno powiedzieć, co takiego zawiera ów depozyt wiary. Przede wszystkim życie sakramentalne, które nam Pan Jezus przekazał. Wiemy, że Kościół jest tą przestrzenią, w której Bóg jest żywy i w której uobecnia się On w naszym życiu poprzez sakramenty święte. Sam Chrystus zostawił nam dyscyplinę sakramentów, która nie uległa zmianie. Owszem, Kościół dorastał w ich rozumieniu, rozwijał je i udoskonalał na różnych etapach, ale ich nie zmieniał. Ich źródłem zatem zawsze pozostawało Pismo Święte i Tradycja.
Natomiast dzisiaj widzimy wyraźnie próby zmiany sakramentów: wywraca się ich znaczenie, kwestionując wprost depozyt powierzony nam przez Chrystusa, tłumacząc to przewrotnie koniecznością podporządkowania sakramentu praktyce duszpasterskiej.
Na przykład?
Dobrym przykładem jest sakrament małżeństwa. Kościół od zawsze nauczał, odwołując się do bardzo jasnych poleceń Chrystusa, że małżeństwo jest nierozerwalne. A jeśli mąż porzuci żonę lub żona męża i wstąpi w nowy związek, zamyka sobie drogę do przyjmowania Komunii Świętej, bo żyje w grzechu ciężkim.
To były rzeczy tak oczywiste, że nikomu nawet do głowy nie przyszło, żeby nad tym dyskutować. Dzisiaj natomiast podobne debaty pojawiają się pośród biskupów, a w niektórych diecezjach wprost dopuszcza się do Komunii Świętej osoby po rozwodzie żyjące już w ponownym związku. To jest moment, w którym widzimy działanie fałszywego kościoła: nagle pojawia się duchowny, który dostaje olśnienia, że Kościół przez setki lat głosił fałszywą doktrynę, a teraz nastał czas cudownej refleksji i zrozumienia, że Pan Bóg rzekomo oczekuje od nas czegoś całkowicie innego.
To jawne zerwanie z doktryną i złamanie dyscypliny sakramentalnej. I trzeba to nazywać po imieniu: to jest herezja.
Podobnie dzieje się w kwestii popularnego dzisiaj tematu tak zwanych osób LGBT. Zaznaczam: „tak zwanych”, ponieważ chrześcijańska antropologia uznaje godność osoby z racji samego faktu, że jest ona dzieckiem Bożym, nie nadając jej dodatkowych identyfikacji związanych z preferencjami seksualnymi. Akty homoseksualne są grzeszne, Kościół mówi o tym od początku swojego istnienia. Wspomina o tym między innymi Święty Paweł. Ja zaś znam przypadek księdza we Włoszech, którego usunięto z parafii, bo miał odwagę potępić grzech homoseksualny, powołując się właśnie na Świętego Pawła.
Są miejsca, gdzie biskup zabrania kapłanom mówić, że praktyki homoseksualne są złe, a ci, którzy się przeciwko temu zbuntują, zostają pobawieni misji kanonicznej. To jest coś niewyobrażalnego. Na pewno herezją jest przytoczone już wcześniej twierdzenie prefekta Dykasterii Nauki Wiary, kardynała Fernandeza, że Kościół może i powinien błogosławić związki homoseksualne. To stwierdzenie jest nie tylko herezją, ale również ogromną zuchwałością wobec Boga, gdyż narusza nie tylko prawo ustanowione przez Pana i Kościół, ale również prawo naturalne. Tak właśnie wygląda antykościół w praktyce.
TEKST JEST FRAGMENTEM KSIĄŻKI KS. GRZEGORZA BLIŹNIAKA „NAWRACAJCIE SIĘ, NATYCHMIAST!”