„Tegoroczne Boże Narodzenie nie różni się niczym od pierwszego Bożego Narodzenia, z tym, że gospodami są pyszne serca, które odrzucają, a stajenkami są pokorne serca, które przyjmują” - pisał w 1969 r. abp Fulton Sheen, sługa Boży.

Był znakomitym mówcą, kaznodzieją i autorem 66 książek. Pod wpływem nauk głoszonych przez niego w najpierw w radiu, a potem w telewizji, nawróciło się  wiele sławnych osób, m.in. producent samochodów Henry Ford II, czy skrzypek Fritz Kreisler. Nikt tak jak on nie potrafił – korzystając także z popularnych obrazów popkultury – tłumaczyć słuchaczom tajników wiary. Jedną z wyjątkowych opowieści abp. Fultona Sheena jest ta, którą wygłosił w latach 60. w programie „Life is Worth Living” pytając: „Co Superman ma wspólnego ze świętami?”. Zatem co ma wspólnego?

Superman z Betlejem?

Świat potrzebuje superbohaterów. Tęsknimy za kimś, kto uwolni nas od zła, wymierzy sprawiedliwość, przywróci nadzieję i stanie po naszej stronie. Komiksowy Superman wychodził na przeciw tej ludzkiej potrzebie. Nie było i nagle się pojawił, potężny, pomocny. Jezus, rodząc się w Betlejem, też przyszedł, aby przywrócić nadzieję, uwolnić nas od zła, uratować przed jego skutkami. Świat czekał na Zbawcę. I tu – wskazuje abp Fulton – pojawia się odwrócony porządek, który, Bóg zaskakuje człowieka – przychodzi w Dziecku, słabym i bezbronnym. Jak taki okruch może uratować świat przed złem? Odsłania się ewangeliczny paradoks. „Małość Jezusa w Boże Narodzenie jest potężniejsza niż wielkość Supermana. To nie człowiek, który staje się silny, to Bóg, który staje się słaby” – mówił.

Szczęście od wewnątrz

Superman przechodzi od słabości, do potęgi. Przełom Bożego Narodzenia to przejście od potęgi, do słabości. „Bóg nie zamanifestował swojej mocy, by zadowolić dumę człowieka, ale pokorę, by dumę upokorzyć” – wyjaśniał. I o ile Superman przychodzi, by pomóc, to zmienia tylko zewnętrzne okoliczności, nie może dotknąć człowieka w jego głębi. „Kiedy Bóg staje się człowiekiem, pozostawia okoliczności w dużej mierze takimi, jakie są. Pozostawia rzymskich żołnierzy paradujących po ulicach, pozostawia te same problemy: ból, cierpienie, głód, itd., pozornie nierozwiązanymi. Jednak Jego przyjście, w Boże Narodzenie, dotyka serc ludzi. A te serca, jeśli po pierwszym dotknięciu łaski zechcą poddać się Bożemu działaniu i iść Bożą drogą, same podejmą działania, by nie było bólu, cierpienia i głodu. „Skupiamy się na okolicznościach i pragniemy ich zmiany. Chcielibyśmy mieć więcej pieniędzy, może mieszkać w innym domu. Ale czy chcemy, aby nasze myślenie się zmieniło? Czy chcemy, aby nasze życie się zmieniło? A Bóg-Człowiek, który przyszedł na tę ziemię, przyszedł po lekarstwo na moralne i duchowe plagi. Przyszedł, aby uczynić nas szczęśliwymi od wewnątrz. Nie każdy tego chce” – mówił.

Najważniejsza Mama na świecie

W innych katechezach podejmujących temat Bożego Narodzenia dużo miejsca poświęcał Matce Jezusa. W opublikowanym w 1932 r. „Widzeniu Dzieciątka Jezus oczami Maryi” napisał: „Gdy zbieramy się przy żłóbku w Betlejem, czujemy, że jesteśmy w obecności nowego Raju Piękna i Miłości… A imię tego Raju to Maryja”. Z pełnym przekonaniem twierdził, że gdybyśmy mogli być w betlejemskiej stajni w noc Bożego Narodzenia, moglibyśmy zobaczyć Raj Wcielenia. „Nie bylibyśmy w stanie przypomnieć sobie, czy jej twarz była piękna, czy nie, bo tym, co by nam zaimponowało i sprawiło, że zapomnielibyśmy o wszystkim innym, byłaby piękna, bezgrzeszna dusza, która świeciła w jej oczach jak dwa niebiańskie słońca. Gdybyśmy mogli stanąć u bram tego Raju, mniej byśmy się w niego wpatrywali, bo tym, co by nas zaimponowało, nie byłyby żadne zewnętrzne cechy, chociaż byłyby zachwycające, ale raczej cechy jej duszy — jej prostota, niewinność, pokora, a przede wszystkim jej czystość... Boże Narodzenie nabiera nowego znaczenia, gdy Matka jest widziana z Dzieciątkiem” – pisał.

Gdzie i czym jesteś?

W 1969 r. zapisał refleksję, która jest chyba najsłynniejszą definicją Narodzin Boga według abp Fultona. Warto ją poznać, może być doskonałą pomocą w modlitwie i kontemplacji tajemnic, których będziemy dotykać w tych dniach.

„Boże Narodzenie jest pukaniem do drzwi; poszukiwaniem gospody, błaganiem o schronienie. Gospoda może być już pełna; serce może być zajęte, a ciało już nasycone. Historia każdego człowieka jest jego odpowiedzią na pukanie, jego reakcją na wizytę” – pisał. Podkreślał też, z pełnym przekonaniem, że „Boże Narodzenie nie jest czymś, co się wydarzyło; jest czymś, co dzieje się każdego dnia. Człowiek nie szuka Boga tak bardzo, jak Bóg szuka człowieka. Pierwsze dwa pytania Pisma Świętego brzmią: „Człowieku, gdzie jesteś?”. „Gdzie jest brat twój?”. Tylko człowiek może otworzyć drzwi niewidzialnemu gościowi. Zatrzask znajduje się wewnątrz: „Oto stoję i kołaczę”. Bóg jest zalotnikiem; człowiek jest obiektem zalotów. Bóg zabiega, człowiek odpowiada. Tegoroczne Boże Narodzenie nie różni się niczym od pierwszego Bożego Narodzenia, z tym, że gospodami są pyszne serca, które odrzucają, a stajenkami są pokorne serca, które przyjmują” – pisał. I zostawiał czytelników z decyzją, czy chcą w tych dniach być gospodą, czy stajenką.