Dzień Europy obchodzony 9 maja to dobra okazja, aby przypomnieć „pomysł na zjednoczoną Europę” jednego z jej ojców, dziś kandydata na ołtarze.
Tekst autorstwa Agnieszki Bugały
Jego ojciec pochodził z Lotaryngii, ale Robert urodził się 29 czerwca 1886 r. w Clausen, w Luksemburgu, ojczyźnie matki. To ona wychowywała syna do relacji z Bogiem. Dbała, by codziennie czytali Pismo święte i klękali do różańca. Miał siedemnaście lat, gdy przed obrazem Matki Bożej w Scy – Chazelles odmówił akt całkowitego zawierzenia się Bogu. Ślubowanie złożył razem z matką.
Szykowano go na prawnika i rzeczywiście, studiował prawo w Bonn, Monachium, Berlinie i Strasburgu. W 1912 r. otworzył kancelarię adwokacką w Metz i szybko zyskał opinię świetnego adwokata. W pracy łączył kompetencje z wielkim zaangażowaniem w problemy drugiego człowieka. Nigdy się nie ożenił, aż do śmierci żył jako celibatariusz. Przez długi czas chciał wstąpić do seminarium, jednak jego przyjaciel, ojciec dziesięciorga dzieci uważał, że ani habit, ani sutanna nie są powołaniem Schumana. „Mam poczucie, że masz zrobić coś więcej. Że będziesz mógł zrobić to tylko w garniturze i krawacie, nie w koloratce” – mówił.
Premier Francji
Po wybuchu drugiej wojny światowej był odpowiedzialny za sprawy uchodźców. Po przejęciu władzy przez marszałka Pétaine podał się do dymisji. W 1940 r. został aresztowany przez Niemców i osadzony w więzieniu. Był na liście skazanych na wywóz do obozu koncentracyjnego i aż do 1944 r. ukrywał się w klasztorach na terenie Francji. W 1945 r. przyłączył się do partii chrześcijańskich demokratów – Ludowego Ruchu Republikańskiego. Tę decyzję zainspirował jego głęboki katolicyzm, najważniejsza z pobudek jego działań. Szybko stał się kluczową postacią polityki francuskiej. W 1947 r. stanął na czele rządu. Był mądry i skuteczny. Jako premier sprawił, że Francja stała się największym beneficjentem pomocy amerykańskiej w ramach planu Marshalla.
Na czym zbudować świat po wojnie?
Był jednym z tych, który nie tylko głosił świat bez wojny, ale szukał wspólnego i najlepszego dla wszystkich fundamentu, na którym można budować świat pokoju, z poszanowaniem dla wszystkich krajów i ich odrębności – kulturowych, religijnych i gospodarczych. Postawił na fundament chrześcijański, na którym budował własne życie. 9 maja 1950 r. przedstawił koncepcję, nazwaną później jego imieniem, która stała się podstawą utworzenia Europejskiej Wspólnoty Węgla i Stali oraz Europejskiej Wspólnoty Gospodarczej i Euratomu – fundamentów Unii Europejskiej. W marcu 1958 r. został jednogłośnie wybrany pierwszym Przewodniczącym Zgromadzenia Parlamentarnego EWG. Na czele Parlamentu Europejskiego stał do marca 1960 r. Gdy odchodził na emeryturę nadano mu tytuł Ojca Europy.
Nie ma Europy… bez Chrystusa
Nie chciał budować nowych Stanów Zjednoczonych złożonych z europejskich państw. Był przeciwnikiem rozmywania tożsamości narodowych. „Demokracja zawdzięcza swoje istnienie chrześcijaństwu. Powstała ona wtedy, kiedy człowiek został wezwany do zrealizowania w swoim życiu doczesnym zasady godności osoby ludzkiej, w ramach wolności indywidualnej, poszanowania praw każdego i praktyki braterstwa wobec wszystkich... Demokracja jest związana z chrześcijaństwem doktrynalnie i chronologicznie... Chrześcijaństwo uczyło równości wszystkich ludzi, dzieci tego samego Boga, odkupionych przez Chrystusa, bez różnicy rasy, koloru skóry, klasy i zawodu. Przyniosło ono uznanie godności pracy i obowiązek jej uznania przez wszystkich. Przyniosło pierwszeństwo wartości wewnętrznych...” – pisał w swej jedynej książce pt. „Dla Europy”.
Jak żył?
Wstawał o piątej rano. Z koszykiem na mleko i bagietkę szedł na Mszę św. Później, autobusem, dojeżdżał do Metzu. Jako minister i premier modlił się w kaplicy Cudownego Medalika przy paryskiej Rue du Bac. W Bogu szukał odpowiedzi na pytania o kształt Europy. Sens budowania demokracji widział tylko na fundamencie chrześcijaństwa. Jako czołowy polityk nie wstydził się przyznawać do Jezusa Chrystusa.
Zmarł 4 września 1963 r. Długą chorobę ukrywał przed bliskimi. Cierpiał na niedokrwistość mózgu, która wywoływała utraty świadomości. „Nigdy się nie wywyższał, właściwie ciągle widziałam, jak klęczy – czy to przed człowiekiem, w swojej postawie, czy fizycznie, na modlitwie przed Najświętszym Sakramentem” – mówiła po śmierci zakonnica, która opiekowała się Schumanem w czasie jego choroby. Mimo, że bardzo cierpiał, odmawiał przyjmowania środków przeciwbólowych. Trzy lata ciężkiej choroby poświęcił na nieustanną modlitwę za Europę, o to, aby nie było więcej wojny. Europa wciąż – a może dziś bardziej, niż kiedykolwiek wcześniej – potrzebuje jego modlitwy…
Agnieszka Bugała – dziennikarka i autorka m.in. książki "Ulmowie. Sprawiedliwi i błogosławieni"