„Mamusia jest narzędziem Miłosierdzia Bożego, a nie sprawiedliwości - pisał o. Maksymilian. - Dobry Bóg dał nam Mamusię, by nas nie karać. Bądź spokojny: oddaj się cały w ręce miłosiernej Opatrzności Bożej, to jest Niepokalanej”
– św. Maksymilian M. Kolbe − Pisma, nr 852

„Oddanie się Jej” – twierdził św. Maksymilian Kolbe. Do ostatnich chwil swego życia, także w Auschwitz, wyznawał, że „nie można żałować siebie dla Niepokalanej. Że ona jest narzędziem miłosierdzia Bożego, a my narzędziem w Jej ręku” .

„Pragniesz, by Ona i tylko Ona kierowała twoimi myślami, by Ona całe twoje serce opanowała, byś cały żył dla Niej? Jeśli tylko naprawdę tego pragniesz, otwórz przed Nią swoje serce i oddaj się Jej bez granic i na zawsze, choćby tylko jednym westchnieniem duszy”
– mówił.

 

Święty od ziemniaków

Lubimy nowenny, litanie, długie modlitwy. Poświęcamy dużo czasu na to, aby odmówić narzucone sobie zestawy modlitewnych zobowiązań. Oczywiście, wszystkie formy pobożności i modlitwy zatwierdzone przez Kościół są dobre, jednak w rzeczywistości o tyle, o ile naprawdę wypływają z naszej miłości, a nie z chęci przekupienia Pana Boga i próby przymuszania Go do spełnienia naszych życzeń. Jeśli żona i mama odmawia kolejną nowennę, zamiast ugotować pyszną zupę, i gdy dzieci wracają ze szkoły to owszem, widzą rozmodloną mamę, ale nie mogą liczyć na ciepły posiłek, to czy rzeczywiście takie trwanie na modlitwie może się Panu Bogu podobać?

„Świętym zostaje się niezależnie od obowiązku, jaki się wykonuje: skrobanie ziemniaków, pranie bielizny – równie dopomaga do uświęcenia się, jak dajmy na to wyjazd na misje do Japonii. Niejedno nawrócenie może być owocem nie tyle pracy misyjnej, ile uczynków najzwyklejszych, spełnionych w dobrej intencji, starannie” – uczył o. Maksymilian.

 

„Tak nieraz ciężko w życiu…”

„Najlepsze nabożeństwo do Niepokalanej to nie domawianie wielu pacierzy, ale prosty stosunek dziecka do Matki” – uczył o. Maksymilian i doradzał współbraciom, aby na co dzień pozdrawiać się Jej imieniem. Sam zaczynał każdy list od wezwania Matki Bożej i choć były w jego życiu naprawdę ciężkie chwile – to Maryi powierzał brak sił, ledwo tlącą się nadzieję, duchowe i zewnętrzne trudności. W 1933 r., w czasie pobytu w Japonii, zapisał:

„Maryja! Tak nieraz ciężko w życiu. Zdaje się, że już wyjścia żadnego nie ma. Głową muru nie przebijesz. I smutno, i ciężko, i straszno nieraz, i rozpaczliwie. A dlaczego? Czyż naprawdę tak straszno na świecie? Czyż Pan Bóg nie wie o wszystkim? Czyż nie jest wszechmocny? Czyż w Jego rękach nie są wszystkie prawa natury i nawet wszystkie serca ludzkie? Czyż cośkolwiek może się stać we wszechświecie, jeżeli On na to nie zezwoli?... A jeżeli zezwala, czyż może zezwolić na coś, co nie byłoby dla naszego dobra, dla większego dobra, jak największego dobra?... I gdybyśmy na chwilkę otrzymali rozum nieskończony i zrozumieli wszystkie przyczyny i skutki, nie wybralibyśmy dla nas niczego innego, tylko właśnie to, co Pan Bóg dopuszcza, bo On jako nieskończenie mądry, wie najlepiej, co dla naszej duszy lepsze, i jako nieskończenie dobry, tego tylko chce i na to tylko zezwala, co nam posłuży do większego szczęścia w niebie”.

 

Praca, która uświęca

Uczył, by rozpoznawać swoje talenty, pracować ciężko i uczciwie, ale „nie ufać sobie nic zupełnie, a Niepokalanej ufać bez granic”. Zaufanie Jej jest jedynym sposobem, aby działać dla chwały Bożej, a nie własnej. Ojciec Maksymilian natychmiast odróżniał prace, nawet pobożne czynności, wykonywane tylko po to, aby się przypodobać innym, zyskać pochwały, splendor, od tych, które są podejmowane z rzeczywistego pragnienia współpracy z Bogiem. Uważał, że my, obarczeni skutkami grzechu, nie jesteśmy w stanie sami obronić się przed egoistycznymi pobudkami. Z Maryją, jako Jej rycerze, pracujący pod Jej sztandarem, możemy pokonać pokusę zachwytu sobą i owocami swojej pracy. I rzeczywiście robić to, co jest potrzebne, a nie to, co karmi nasze ego. Mniej, w ciszy – ale ku świętości. A nie – dużo, głośno, ale po to, by wznieść pomnik własnych zasług.

„Niejednemu nieraz przyjdzie myśl, żeby to gorliwiej pracować, żeby się pogan jak najwięcej nawróciło, a przez to i chwały Bogu przysporzyć, więc w tej intencji drugich upomina, poprawia. Chciałby wszystkich poprawić w gorliwości, w umartwieniu, a tylko samemu jakoś trudno się poprawić. Otóż, gdy taka myśl przyjdzie, to nie innych poprawiać, ale samemu jeszcze bardziej oddać się Niepokalanej i samemu się poprawić, aby być coraz to doskonalszym narzędziem w Jej ręku”

– mówił w japońskim klasztorze 18 stycznia 1933 r. w czasie śniadania.

 

Zawołaj Mamę

Wzywanie imienia Maryi – tu tkwi tajemnica szybszego uświęcenia się. Ojciec Kolbe uczył, by wypowiadać Jej imię we wszystkich trudnościach, niebezpieczeństwach, w wewnętrznych utrapieniach i tych sytuacjach, w których czujemy się całkowicie bezradni. Porównywał to wołanie Maryi do dziecka, które w niebezpieczeństwie woła mamę. Więcej – dziecko krzyczy, czasem, gdy mama od razu nie przybiega, bo jest czymś zajęta, w wniebogłosy. „Matka ziemska nie może od wszystkich niebezpieczeństw uwolnić, ale Matka Najświętsza może i zawsze uratuje, bylebyśmy Ją tylko wzywali na pomoc” – mówił o. Maksymilian. W wielu rozważaniach podkreślał, że szatan wścieka się na tych, którzy oddali Jej swoje życie i z Nią chcą współpracować. „On teraz się wścieka i taki jest zły, że chciałby nas koniecznie oderwać od Niepokalanej, ale my z większą niż przedtem gorliwością oddajmy się Mamusi. Niepokalana miażdży mu łeb, a on syczy, ale nic nie zrobi, bo nie ma takiej siły, jak nasza Mamusia” – mówił.

A jaka modlitwa jest najmilsza matce Bożej? „Różaniec” – bez wahania odpowiadał św. Maksymilian.

ZOBACZ BIOGRAFIĘ ŚW. MAKSYMILIANA MARII KOLBEGO