Śmierć budzi w nas uzasadniony lęk. Ale czy naprawdę powinnismy się bać śmierci? Przecież Chrystus złożył nam obietnicę zbawienia a zatem życie wieczne stanowi dla nas źródło prawdziwej nadziei. Kiedy zatem śmierć naprawdę powinna nas przerażać?
Śmierć jest dla nas tajemnicą. Zmusza nas do zastanowienia się nie tylko nad tym, że jest nieunikniona, ale również nad sekretem życia wiecznego. Chrześcijanie przynajmniej raz w tygodniu deklarują wiarę w żywot wieczny. Wiemy, że Jezus przyszedł na świat właśnie po to, by otworzyć przed nami bramy Nieba.
A mimo to czujemy przed śmiercią strach. Czy chodzi o to, że lękamy się samego faktu przemijania? Że to, na co każdego dnia pracujemy, przyjdzie nam kiedyś zostawić? A może lękamy się tego, co może nas spotkać w życiu wiecznym? Wiemy wszak, że po śmierci czekają nas Niebo, czyściec i piekło.
Często może wydawać się, że jest to swoisty hazard. Wiemy, że tylko Bóg osądzi nasze czyny, a po śmierci spojrzymy na swoje życie i ocenimy je według tego, czego oczekiwał od nas Pan. Ale jednak obawiamy się, że to wszystko jest niewiadomą.
Jeśli jednak uświadomimy sobie pewne rzeczy, to dojdziemy do wniosku, że wcale nie musimy lękać się przemijania ani tajemnicy, czekającej na nas po drugiej stronie.
Nadzieja w dobroci Jedynego Prawdziwego Boga
Nasze życie jest w rękach Pana Naszego Jezusa Chrystusa. On nie tylko nas osądzi po śmierci, ale też okaże nam swoje nieskończone Miłosierdzie. Wielu ludzi ma problem ze świadomością, że Miłosierdzie Boże istnieje, a jednak - gdyby nie Miłosierny Bóg nasze grzechy uniemożliwiłyby nam zbawienie.
"Nie ma człowieka, który może otrzymać wieczną nagrodę bez udziału Bożego Miłosierdzia. Jesteśmy do tego – jako ludzie grzeszni – po prostu niezdolni i o tym musimy pamiętać" - zauważa ks. dr Grzegorz Bliźniak, założyciel Zgromadzenia Misjonarzy Miłosierdzia Bożego.
"Natomiast świadomość istnienia Bożej sprawiedliwości powinna skutecznie popychać nas ku temu, by oddać się Bożemu miłosierdziu, zaufać mu" - dodaje kapłan.
Oznacza to, że cała nasza nadzieja jest w rękach Miłosiernego Boga. Każdy, kto wierzy nie zostanie zbawiony z uwagi na swoje uczynki tu, na ziemi, ale właśnie dzięki Bożemu Miłosierdziu.
Dzięki obecności Jezusa Chrystusa u progu śmierci dostaniemy szansę na życie wieczne
Często lękamy się, że po śmierci skończymy w piekle a nie - jak chciałby każdy wierzący - w Niebie. Pragnienie życia wiecznego jest w każdym z nas, a Święto Zmarłych przypomina nam nie tylko o tym, że śmierć nie jest końcem życia, lecz także o nadziei, jaką otrzymujemy od Chrystusa.
Święta siostra Faustyna pisała, że w chwili śmierci Chrystus przychodzi do każdego umierającego pragnąc obdarzyć go wiecznym życiem. Wyciąga dłoń do każdego, nie zważając na grzechy. Pragnąć "jedynie" szczerego żalu, który może uratować duszę od piekła.
Wyobraźmy sobie zatem, że w chwili śmierci otrzymujemy takie właśnie poznanie: Chrystus staje przed nami i wyciąga do nas rękę prosząc, byśmy okazali żal doskonały. Pozornie wydaje się niemożliwie, by jakikolwiek człowiek - nawet ateista - odtrącił taką "ofertę".
Wydaje nam się, że również my pełni wiary w rzeczywistość pozaziemską, nie odtrącimy wyciągniętej dłoni Chrystusa. Szczególnie, że stawka jest naprawdę wysoka. Wszak mówimy o życiu na wieki - albo w piekle, albo w Niebie.
A jednak, jak się okazuje, można tej postawie Chrystusa zaprzeczyć.
"Nam jest pewnie trudno to zrozumieć, ale zatwardziałość w człowieku niewierzącym jest czasem nie do skruszenia. Jest w nim na pewno bardzo głęboko zakorzeniony brak wiary, a często też pycha albo rozpacz, czyli brak nadziei, że jest dla niego jeszcze jakiś ratunek. Taki człowiek nie ma nawet odwagi zwrócić się do Boga, bo po prostu nie wierzy, że może zostać ocalony. Przyczyny naprawdę mogą być różne. Natomiast wszystko to sprowadza się do jednego mianownika – do grzechu przeciwko Duchowi Świętemu" - mówi ks. Bliźniak.
Grzech, który stoi na drodze do wiecznego żywota
Grzech przeciw Duchowi Świętemu jest przede wszystkim grzechem odrzucenia Bożego Miłosierdzia. Ludzie, którzy tak grzeszą umierają w zasadzie bez nadziei.
Mówimy tutaj o zatwardziałości życia w grzechu, uporczywym trwaniu w złu, które albo sprawia nam przyjemność, albo stało się dla nas pozornym dobrem, a nawet przyjemnością.
Przykładem takiego życia może być ponowny związek małżeński, gdy ważny pozostaje związek sakramentalny z inną osobą. Nauczanie Kościoła jest tutaj niezmienne: każdy, kto prowadzi takie życie, trwa w grzechu ciężkim.
Tymczasem wielu, zamiast żałować rozkładu prawowitego małżeństwa i starać się je uratować, wręcz cieszy się drugim życiem. Czy można spodziewać się, że taka osoba w chwili śmierci będzie szczerze żałowała złamania przysięgi małżeńskiej?
Jeśli zatem chcemy, by śmierć nie okazała się dla nas momentem, w którym doświadczymy lęku przed sądem Boga czy perspektywą kary piekła w życiu wiecznym, starajmy się przede wszystkim prowadzić życie sakramentalne, dojrzewać w wierze i dbać o to, by żaden grzech nie zatruł na trwałe naszej duszy.
Chrześcijaństwo jest religią nadziei
W umieraniu jest nadzieja. Umieramy bowiem jedynie dla ziemskiego świata, ale rodzimy się do życia wiecznego. Zaś w dniu Sądu Ostatecznego zmartwychwstanie także nasze ciało.
Oczywiście w Bogu cała nadzieja, ale śmierć nigdy nie oznacza końca wszystkiego. Pielęgnowanie wiary, częsta spowiedź i Eucharystia, przybliżą nam perspektywę życia wiecznego i staną się uzasadnioną nadzieją na Niebo.
Oby zatem nasza wiara w Boże Miłosierdzie nie zachwiała się a po śmierci zaprowadziła nas do życia na wieki w obecności Jezusa Chrystusa.