Miała zaledwie 25 lat, gdy w Wielką Sobotę, 11 kwietnia 1903 r. umierała wycieńczona i obolała. Guz mózgu i gruźlica kości zamieniły jej piękne ciało w szkielet. W ostatnich chwilach życia trzymała w rękach krzyż i wpatrując się w niego, powtarzała: „Widzisz, o Jezu? Więcej nie wytrzymam! Jeśli taka Twoja wola, przyjmij mnie!”.
Gemma, czyli klejnot
Niezwykła Włoszka urodziła się 12 marca 1878 r., w Borgonuovo, miejscowości położonej niedaleko Lukki. Była piątym z ośmiorga dzieci Aurelii i Henryka. Ojciec prowadził dobrze prosperującą aptekę, mama pochodziła ze znanego, florenckiego rodu. Żyli w dostatku, na co dzień niczego im nie brakowało. Gemma, od samego początku, wyróżniała się głębokim jak na swój wiek skupieniem i powagą. Szukała czegoś, lub kogoś, tęskniła za czymś więcej, niż spokojne, dostatnie życie pięknej dziewczyny. Mama dość wcześnie odkryła tę jej cechę i podjęła się formacji religijnej córki. Niestety, dość wcześnie zmarła i od tej chwili rodzinie wiodło się coraz gorzej. Po śmierci ojca okazało się, że dzieci są pozbawione środków do życia. Pan Galgani tak chętnie wspomagał potrzebujących, że nie zgromadził majątku, który mógłby zagwarantować finansowe bezpieczeństwo dzieciom. Rok po śmierci mamy Gemma przystąpiła do Pierwszej Komunii świętej. „To, co zaszło między mną a Jezusem w tym momencie... Nie potrafię tego wyrazić... Zrozumiałam wtedy, że rozkosze nieba nie są takie, jak te ziemskie. Ogarnęło mnie pragnienie ustawicznego trwania w zjednoczeniu z moim Bogiem. Czułam się coraz bardziej oderwana od świata i coraz bardziej gotowa do skupienia” – wyznała. Miała wtedy dziewięć lat.

Męka Jezusa, czyli źródło
Po śmierci rodziców – mimo trudnego życia i odpowiedzialności za młodsze rodzeństwo – wszystko postawiła na Jezusa. W Jego Męce i w krwawej ofierze na Golgocie widziała jedyny ratunek dla siebie i dla świata. Chciała być jak On i cierpieć jak On. Pokutowała i deklarowała gotowość do przyjęcia każdego cierpienia. Pragnęła cierpieć, choć wydaje się to szaleństwem i nieporozumieniem. Co to za Bóg, który pragnie cierpienia swoich dzieci? – słyszymy dziś często powtarzane pytanie. Gdzie jest Bóg, gdy ludzie umierają z bólu? – dodają inni. A jednak Gemma widziała w dopuszczaniu cierpienia i chorób po tej stronie życia głęboki sens współuczestniczenia w Kalwarii Jezusa. „O Jezu, ja jestem owocem Twojej Męki, młodym pędem Twoich ran” – wyznawała. „Mówisz mi zawsze, że kto cierpi, kocha, a krzyż dajesz temu, kogo kochasz. Ty traktujesz mnie tak, jak Ciebie traktował Twój Ojciec. Jezu, pozwól mi czerpać z Twojej Męki aż do ostatniej kropli. Udzielaj mi tego po trochu. Nie opuszczaj, o Jezu, tych biednych grzeszników. Jestem gotowa uczynić wszystko. Ty umarłeś na krzyżu, spraw, abym i ja tam umarła” – prosiła. Czy to nam się mieści w głowie?

Stygmaty
Nawet, jeśli wołanie św. Gemmy o cierpienie i współudział w Męce Jezusa nas oburza, albo zatrważa – Jezus pozwolił jej doświadczyć tego, czego sam doświadczył. W czerwcu 1899 r. Gemma otrzymała dar stygmatów. Była połamana od bólu, ale jednocześnie wdzięczna, ze zechciał podzielić się z nią swoim cierpieniem. „Był wieczór, ogarnął mnie ogromny żal za grzechy, jakiego dotąd nie odczuwałam. Uświadomiłam sobie równocześnie wszystkie cierpienia, jakie Pan Jezus poniósł dla mego zbawienia. I oto znalazłam się w obecności mej Matki. Po Jej prawej ręce stał Anioł Stróż. Kochająca Matka nakazała mi wzbudzić żal serdeczny za grzechy, a gdy to uczyniłam, zwróciła się do mnie ze słowami: „Córko, w imię Jezusa masz odpuszczone grzechy. Jezus, mój Syn, bardzo cię ukochał i pragnie dać ci dowód swojej szczególnej łaski. Czy zechcesz okazać się jej godną? Ja ci będę Matką. Czy chcesz mi się okazać prawdziwą córką?” Po czym rozchyliła swój płaszcz i okryła mnie nim. W tej chwili ukazał mi się Pan Jezus. Jego wszystkie rany były otwarte, lecz zamiast krwi wydobywały się z nich płomienie. Natychmiast te płomienie dotknęły moich dłoni, stóp i serca. Miałam wrażenie, że z bólu umieram, i gdyby mnie nie podtrzymała Matka Boża, byłabym upadła na ziemię. Gdy przyszłam do siebie, stwierdziłam, że klęczałam na podłodze. W rękach, w stopach i w sercu wciąż odczuwałam przejmujący ból. Kiedy się podniosłam, zauważyłam, że miejsca, w których odczuwałam ból, silnie krwawią. Okryłam je, jak mogłam, i przy pomocy Anioła Stróża dowlekłam się do łóżka. Boleści ustały dopiero w piątek o godzinie trzeciej po południu” – pisała.

Sprzeczki z Jezusem
Jej zażyłość z Jezusem można nazwać relacją partnerską. Był dla niej Stwórcą wszechrzeczy, Bogiem, który kocha i któremu należy się cześć i szacunek, ale jednocześnie był przyjacielem, z którym można porozmawiać o wszystkim, a czasem nawet posprzeczać się wtedy, gdy na jedną sprawę ma się odmienne zdanie. Biografowie odnotowali opowieść o tym, jak rozmawiała z Jezusem o zbawieniu pewnej duszy. Usłyszał ją kapłan, który stał pod drzwiami. „Szukam nie Twojej sprawiedliwości, ale Twojej łaski. Wiem, że on sprawił, iż roniłeś łzy, ale nie możesz myśleć o jego grzechach. Musisz myśleć o Krwi, którą przelałeś. Odpowiedz mi teraz, Jezu, powiedz, że zbawiłeś mojego grzesznika” – mówiła do Jezusa i wymieniła nazwisko człowieka, którego miała na myśli i za którego się modliła. Po chwili wykrzyknęła poruszona, że człowiek został zbawiony, że Jezus zwyciężył. „Jezu, zawsze tak triumfuj!” – wołała. Ledwo skończyła a kapłan, który był świadkiem tej „rozmowy”, usłyszał pukanie do drzwi. Otworzył i zobaczył człowieka, który przyszedł poprosić o spowiedź. Okazało się, że był to bohater z rozmowy Gemmy z Jezusem.
Ulubiona święta świętych
Mimo młodego wieku miała naśladowców. Ojciec Pio każdego dnia zanosił swoje modlitwy przez jej wstawiennictwo. Ojciec Maksymilian Kolbe wybrał ją na nauczycielkę życia wewnętrznego. Co ciekawe – odkrył ją jeszcze przed przyjęciem święceń kapłańskich i zanim Kościół ogłosił Gemmę świętą. W jego krakowskiej celi zakonnej fotografia Gemmy stała tuż obok figury Maryi Niepokalanej, a jej duchowy pamiętnik, „Głębie duszy”, czytał aż sześć razy.

„Więcej mi dobrego zrobiła niż rekolekcje” – zwierzał się w liście do matki. Powtarzał za Gemmą, że Boga należy „kochać bez granic”. 14 maja 1933 r. wziął udział w beatyfikacji Gemmy. „Droga Gemmo, teraz, gdy nazywać Cię będą błogosławioną, mogę przyzywać ciebie i polecać sprawę, która musi być droga twemu sercu: misję Milicji Niepokalanej” – pisał i powtarzał westchnienie pięknej Włoszki z Lukki: „Czeka na nas raj. Jeżeli tu, na ziemi doświadczamy takiego szczęścia, gdy żyjemy dla Jezusa, co też będzie w niebie, gdy będziemy Go mogli zobaczyć w Jego nieskończonej piękności, wielkości i dobroci? Od tego Jezusa oczekuję miłosierdzia. Miłosierdzia dla mnie i dla wszystkich biednych grzeszników. Chciałabym, gdybym mogła, odpokutować wszystkie moje i ich grzechy”.
Agnieszka Bugała
