Ach, cóż to był za ślub!
Dziś obchodzimy 89. rocznicę ślubu Wiktorii i Józefa Ulmów. Ale także – po raz pierwszy w historii – wspominamy błogosławioną Rodzinę Ulmów, rodziców i ich dzieci: Stasię, Basię, Władzia, Frania, Antosia, Marysię i Siódme, którego imienia nie znamy – jako męczenników Kościoła katolickiego.
„Józef i Wiktoria byli dobrymi ludźmi, było to bardzo zgodne małżeństwo, bardzo kochali swoje dzieci. Przez jeden tydzień mieszkałam w ich domu, kiedy Wiktoria urodziła trzecie dziecko. Pamiętam, że dzieci były dobrze wychowywane, Józef klękał z nimi wieczorem do modlitwy, a Wiktoria leżała po urodzeniu dziecka”
– wspominała Stanisława Kuźniar, mama chrzestna bł. Władzia Ulmy i serdeczna przyjaciółka rodziny.
Wszystko zaczęło się w niedzielę, 7 lipca 1935 r., gdy Wiktoria Niemczak i Józef Ulma stanęli przed ołtarzem markowskiego kościoła. Narzeczeni stanęli przed głównym ołtarzem – szafkowym, wykonanym z dębowego drewna przez rzeźbiarza z Jasła – w którego centralnej części ukazana jest scena ukrzyżowania Pana Jezusa. Pod tym obrazem przyrzekli wytrwać w miłości, wierności i uczciwości małżeńskiej aż do śmierci. Żona przyjęła nazwisko męża i odtąd zamiast Niemczak nazywała się Ulma. Małżonkowie zamieszkali w domu wybudowanym przez Józefa na polu oddalonym od wsi i rozpoczęli wspólne małżeńskie życie.
Mszę świętą odprawił dla nich wikariusz parafii, ks. Józef Przybylski. Świadkami zaślubin byli Antonina Szylar i Antoni Szpytma. Oczywiście, ślub poprzedziły zapowiedzi. Wieść o tym, że panna i kawaler, oboje z Markowej, pragną zawrzeć sakramentalny związek małżeński ogłoszono publicznie w trzy kolejne niedziele maja 1935 r. - 12, 19 i 26. W tradycji Markowej na wesele zapraszała panna młoda i jej swaszka (w innym regionach polski swatka). Swaszką była rodzona siostra Wiktorii, Aniela Kluz. Kiedy nadszedł czas, by zaprosić gości, obie zasiadły na udekorowanym odświętnie wozie, zaprzęgniętym w dwa konie. Ubrane w regionalne stroje, zapaski, czepki i korale jeździły od domu do domu. Zwyczaj nakazywał, aby swaszka zabrała ze sobą pęk trzciny i witkami stukała do drzwi domów zapraszanych gości.
W dniu ślubu było ciepło. Słońce wstało wcześnie, bo już o godzinie trzeciej dwadzieścia jeden. Znając zwyczaje Józefa i Wiktorii i wiedząc o tym, że wstawali o brzasku i pracowali do zmierzchu, można przypuszczać, że w tym wyjątkowym dla siebie dniu byli na nogach od świtu. Jednak zanim doszło do zrękowin i wyznaczenia daty ślubu, młodzi musieli się poznać, bo choć mieszkali w tej samej części wsi, przy jednej ulicy, wcześniej nie znali się zbyt dobrze.
Miłość w Markowej
Jedni mówią, że to dlatego, że Józef był od Wiktorii starszy o dwanaście lat, więc gdy ona szła do szkoły, on już wkraczał w dorosłość. Inni twierdzą, że skoro mieszkali przy jednej ulicy, to musieli się znać, mimo różnicy wieku. Faktem jest, że w świadectwach najczęściej pojawia się informacja, że do decydującego spotkania doszło na zebraniu miejscowego koła Związku Młodzieży Wiejskiej RP „Wici” w połowie lat trzydziestych. Józef pełnił tu funkcję bibliotekarza i przewodniczącego Komisji Wychowania Rolniczego przy Zarządzie Powiatowym. Pojawia się też w niektórych relacjach wspomnienie, jakoby któryś z braci Wiktorii żalił się Józefowi Ulmie, że ich najmłodsza siostra nie ma jeszcze narzeczonego, a skończyła już dwadzieścia dwa lata. Józef miał na ten żal odpowiedzieć: „To ja się z nią ożenię”. I słowa dotrzymał.
Na zdjęciu weselnym Wiktorii i Józefa Ulmów można doliczyć się prawie stu osób. W pierwszym rzędzie, na trawie, siedzą muzykanci z instrumentami i najmłodsze z dzieci z obydwu rodzin. Twarze nowożeńców widać zaraz za buziami dzieci. Wiktoria w bieli, w czepcu na głowie, Józef w ciemnym garniturze przybranym na klapie białą wstążką. Kilka kobiet w regionalnych strojach typowych dla Markowej: bogato zdobionych gorsetach, haftowanych kołnierzach i białych kaftanikach. Niektóre z kobiet stoją dumnie w zapaskach, na ich szyjach widać zawieszone korale, nawet po kilka sznurów.
W dniu ślubu Wiktoria miała dwadzieścia dwa lata, Józef – trzydzieści pięć.
Święta rodzina
Żyli zgodnie. Pracowali od rana świtu do zmierzchu, jak niemal wszystkie rodziny, które utrzymują się z rolnictwa. Zakochani w sobie, szczęśliwi, pełni nadziei na wspólne życie. Już rok później, w pierwszą rocznicę ślubu, 18 lipca 1936 r. powitali na świecie córkę Stasię. Potem, 6 października 1937 r., Barbarę, kolejno Władysława – 5 grudnia 1938 r., Franciszka -3 kwietnia 1940 r., Antoniego - 6 czerwca 1941 r. i Marię - 16 września 1942 r. Siódme dziecko, które Wiktoria nosiła pod sercem, urodziło się w trakcie egzekucji 24 marca 1944 r.
„Rodzina nasza była zwyczajna, rodzice byli religijni, matka w ostatnich latach codziennie uczestniczyła we mszy św. Było nas czworo rodzeństwa, rodzice modlili się w domu, śpiewano w rodzinie godzinki, w niedzielę regularnie uczestniczyli we mszy św. W takim duchu został wychowany także Józef, który jak wszyscy z rodzeństwa, przyjmował w swoim czasie sakramenty święte” – wspominał Władysław Ulma, dodając, że jego brat, Józef, stworzył ze swoją żoną takie samo miejsce, taką samą, zwyczajną rodzinę.
Agnieszka Bugała – dziennikarka i autorka m.in. książki "Ulmowie. Sprawiedliwi i błogosławieni"