Przepis na udane, święte małżeństwo? Cieszyć się każdym, kolejnym dniem. Uczyć się zachwycać tym, że jesteśmy różni, dbać o wspólną modlitwę i razem spędzać czas. zaufać Bogu, gdy przychodzą najtrudniejsze z doświadczeń, czyli choroby i smierć.

Tak właśnie żyli Zelia i Ludwik Martin, rodzice św. Teresy od Dzieciątka Jezus, święci Kościoła.

Ludwik

On urodził się urodził się w 1823 r. w Bordeaux, w rodzinie kapitana wojsk francuskich. Gdy Ludwik miał osiem lat rodzina przeprowadziła się do Alençon. W dorosłym życiu Ludwik wybrał fach zegarmistrza. Wynikało to z jego naturalnych cech. Lubił ciszę, pracę w skupieniu i samotności, a także porządek. W wolnych chwilach łowił ryby. W wieku dwudziestu lat zdecydował o wstąpieniu do klasztoru i w tym celu udał się na Przełęcz Świętego Bernarda, aby z bliska zobaczyć życie zakonników. Niestety, gdy dwa lata później wrócił tam z zamiarem wstąpienia, na przeszkodzie stanął brak znajomości łaciny. Podjął próbę nauczenia się tego języka, ale nieudaną. W efekcie jeszcze staranniej zaczął przygotowywać się do pracy zegarmistrza. Odbył praktykę w Rennes, Strasburgu i Paryżu. Po powrocie do Alençon w 1850 r. otworzył sklep zegarmistrzowski.

Most w Alencon

Co ciekawe – jego przyszyła żona, Zelia, o której istnieniu wtedy jeszcze nie wiedział, w tym samym roku zdecydowała się otworzyć pracownię koronczarską.

Zelia

Ona też urodziła się w rodzinie z wojskowymi tradycjami. Przyszła na świat w 1831 r. Wychowywano ją w surowej dyscyplinie. „moje dzieciństwo i młodość były smutne jak żałobny całun” – wyznała po latach. Od apodyktycznej mamy nauczyła się podstaw haftu. Po przeprowadzce rodziny do Alençon zapisano Zelię do szkoły Nieustającej Adoracji i tam dziewczyna przeszła kurs podstaw produkcji słynnych koronek z Alençon, które w miasteczku wytwarzano od XVII w. rozsławiając je na całą Europę. Od 185 3 r. Zelia była już znana jako producentka doskonałych koronek.  Mimo sukcesów w biznesie, Zelia – podobnie jak Ludwik – pragnęła wstąpić do klasztoru. Ale i ona otrzymała odpowiedź negatywną.

Oboje – choć wciąż jeszcze się nie znali – rozpoczęli życie na wzór zakonny, w świeci. Praca, modlitwa, dobre uczynki i służba – tym każde z nich wypełniało dni.

 Miłość

Poznali się na moście Świętego Leonarda w Alençon. Szlachetna fizjonomia i pełne godności zachowanie Ludwika ujęły Zelię. W tamtej  chwili usłyszała w sercu głos: „To właśnie tego mężczyznę przygotowałem dla ciebie”. W krótce doszło do zaręczyn, a o północy 12 lipca, czyli z datą 13 lipca 1858 r. odbył się ślub. Z uwagi na fakt, że Zelia nie miała żadnej wiedzy o ani o fizjologii kobiety, ani mężczyzny, przez prawie 10 miesięcy małżonkowie żyli w czystości. Jednak Ludwik nie wywierał żadnej presji. Czekał na Zelię, ponieważ ją kochał. Doczekali się narodzin dziewięciorga dzieci, dwóch synów i siedem córek, z których aż czworo zmarło w dzieciństwie. Pięć córek zostało zakonnicami.

Zdjęcie nr 1: Kołyska Teresy w Alencon, Zdjęcie nr 2: Koronka z Alencon

Po śmierci każdego z dzieci oboje bardzo cierpieli. To były próby największego kalibru:

„Kiedy zamknęłam oczy moich drogich maleństw i pochowałam je, odczuwałam ogromny ból, z którym jednak się pogodziłam. Poza tym nie straciłam ich na zawsze, życie jest krótkie i pełne utrapień, spotkam ich tam, w górze” – pisała do szwagierki. Mimo to, oboje, heroicznie ufali Bogu.

Codzienność

„Całe życie rodziny było podporządkowane życiu parafii. Dzień rodziców rozpoczynał się mszą o piątej trzydzieści… Nawet jeśli czuwali do późna, nawet jeśli post był ciężki…wstawali zawsze o piątej” – czytamy w relacjach o rodzinie. Nie było dostępnych telefonów i internetu -  małżonkowie pisali do siebie listy.

„Podążam za tobą duchem przez cały dzień. Mówię sobie: W tym momencie wykonuje następująca rzecz. Nie mogę się doczekać bycia blisko ciebie, mój drogi Ludwiku. Kocham Cię całym sercem. Niemożliwym byłoby dla mnie życie daleko od Ciebie” – pisała Zelia w 1873 r., w piętnastym roku małżeństwa.

Kołyska Teresy w Alencon

Żar miłości

Zelia była porywcza, ale świadoma tej porywczości ciężko pracowała nad swoim charakterem. Umiała dbać o dom, robota paliła jej się w rękach. Ludwik, mimo ryzyka utraty klientów nigdy nie otworzył zakładu w niedzielę. „Co do mnie, zwracam ogromną uwagę, aby nie kupować niczego w niedzielę. Podziwiam skrupulatność Ludwika i mówię sobie: Oto człowiek, który nigdy nie pragnął majątku; kiedy rozpoczął swój handel, spowiednik namawiał go do otwarcia sklepu również w niedzielę do południa. Nie przyjął tego pozwolenia, wolał zrezygnować z intratnych sprzedaży. I mimo wszystko stał się bogaty. Nie mogę przypisać dobrobytu, którym się cieszy, niczemu innemu, jak specjalnemu błogosławieństwu, owocowi wiernego przestrzegania odpoczynku niedzielnego” – pisała Zelia w liście z 1875 r.

Ich miłość wzmacniała się i była wciąż świeża, mimo upływu czasu:

„Jestem wciąż z Ludwikiem bardzo szczęśliwa, on mi osładza całe życie. Mój mąż jest świętym człowiekiem, życzę takiego wszystkim kobietom” - po wielu latach małżeństwa Zelia zwierzała się bratu. 

Najtrudniejsze rozstanie

W 1865 r. zauważyła zgrubienie na piersi, które – jak sądziła – było wynikiem uderzenia w młodości o kant stołu. Konsultowano tę zmianę z lekarzem, ale ostatecznie nie wdrożono żadnego leczenia. Dramat rozpoczął się jedenaście lat później. Ból, który pojawił się nagle i zaczął przybierać na sile, był objawem złośliwego guza.

Bazylika w Lisieux - miejsce pochówku Teresy i jej Rodziców

Lekarze nie dawali jej żadnych szans na wyleczenie. Diagnoza sparaliżowała życie domowe. Ludwik przeżył szok, rozpaczał, nie potrafił pogodzić się z nieuniknionym odejściem żony. „Mój mąż - pisała Zelia - nie daje się pocieszyć; zrezygnował nawet z łowienia ryb, zaniósł swoje wędki na poddasze, nie uczęszcza na spotkania, (...) wydaje się załamany...”. Ona, z wyrokiem śmierci, którym w tamtych czasach był nowotwór, przechodzi duchową metamorfozę. Walczy. Jeszcze pełna ufności jedzie na pielgrzymkę do Lourdes. Ale nie doświadcza cudu. „Jeśli dobry Bóg zechce, bym od tego umarła, będę się starała poddać Jego woli najlepiej, jak umiem” – wyznaje.

W nocy 28 sierpnia 1877 r., Zelia umiera w wieku 45 lat. Pochowano ją, ze szkaplerzem, w Lisieux. Osierociła pięć córek. Najmłodsza, Teresa, miała wtedy cztery lata.

Ludwik, który został wdowcem na 17 kolejnych lat życia zawsze mówił o Zelii: „moja święta żona”. Zmarł w 1894 r. Śmierć poprzedziły dwa udary, paraliż i wielkie cierpienie. Po śmierci jego też pochowano ze szkaplerzem. Co ciekawe, kiedy w 1958 r. rozpoczęto ekshumację szczątków Ludwika i Zelii oprócz kości odnaleziono szkaplerze. W trumnach nie było żadnych innych materiałów.

Grób Zelii i Ludwika Martin w Lisieux

Poznaj historię rodziny Martin w książce "Leonia Martin. Niepokorna siostra Małej Tereski"