Jezus nazywał św. Klaudiusza de la Colombière „wiernym sługą i doskonałym przyjacielem”. Ale ksiądz, który uwierzył św. Małgorzacie Marii Alacoque, że Bóg objawił jej swoje Serce, przez całe życie starał się być godnym tego komplementu. Jak to robił?
Spowiednicy do zadań specjalnych
Święty Klaudiusz de la Colombière był tym dla św. Małgorzaty, kim ks. Michał Sopoćko dla św. Faustyny. I co ciekawe, kapłani zmarli w tym samym dniu – 15 lutego 1682 r. w Paray-le-Monial zmarł ks. Klaudiusz, a 293 lata później, 15 lutego 1975 r. w domu Sióstr Misjonarek przy ul. Poleskiej w Białymstoku zmarł ks. Michał. Wspomnienie liturgiczne obydwu wypada tego samego dnia. Objawienia, w które obydwaj uwierzyli, penitentki, które wspomagali kierownictwem duchowym i nabożeństwa, w których wrastanie w Kościele mieli swój udział, są ze sobą ściśle połączone. Ksiądz Colombière pomagał zaistnieć nabożeństwu do Najświętszego Serca Pana Jezusa, ks. Sopoćko propagował nabożeństwo do Miłosierdzia Bożego. Obydwa, chociaż dzielą je trzy wieki, mają swoje źródło w Sercu Boga.
Posłani parami
Obecność obydwu kapłanów w życiu mistyczek i wizjonerek, Małgorzaty i Faustyny, jest też dowodem na to, że Bóg lubi angażować do swoich spraw więcej, niż jedną osobę i zależy Mu, aby ciężar odpowiedzialnych zadań nie spoczywał tylko na jednych barkach. Postępuje tak samo, jak wtedy, gdy chodził po palestyńskich miastach i wioskach – posyła po dwóch. Kierownicy duchowi, dobrze wykształceni, uformowani i przygotowani do posługi, są dla mistyków na wagę złota. To w ich rozeznawaniu widzący odnajdują spokój. To ich rady pozwalają dialogującym z Bogiem w objawieniach prywatnych nie zejść na manowce wizji. Światło płynące z mądrego kierownictwa i posłuszeństwo kierownikowi, jak Bogu samemu, dają gwarancję postępowania zgodnego z nauczaniem Kościoła. W tej roli, zarówno ks. Klaudiusz jak i ks. Michał sprawdzili się znakomicie. Przeprowadzili, święte dziś mniszki, przez potężne doświadczenie rozmawiania z Jezusem twarzą w twarz.
Wolny, by ufać
Spowiednik św. Małgorzaty nie żył tak długo, jak bł. Michał Sopoćko, dlatego nie zostawił zbyt wielu pism. Jednak w ciągu czterdziestu jeden lat życia wszystko postawił na przyjaźń z Bogiem. Nawet, gdy piętrzyły się trudności, nigdy nie robił Mu wyrzutów. W czasie niesprawiedliwego procesu, niesłusznego uwięzienia, a potem śmiertelnej choroby, ufał, że to, co przychodzi, jest dla niego dobre, chociaż trudne i całkowicie niezrozumiałe. Nie próbował rozumieć, starał się nie tracić zaufania i nadziei. „Moje serce jest wolne” – mówił – przyjmuje trudne doświadczenia i ofiary, pamiętając o tym, że Bóg domaga się ich od nas jedynie ze względu na przyjaźń”. Zachwycony możliwością budowania zażyłości z Bogiem wypływał na głębię tej relacji i wyznawał Jezusowi, że jest we wszystkim, czego on, Klaudiusz, kapłan i zakonnik, doświadcza. Oprócz duchowego dziennika i listów, św. Klaudiusz zostawił modlitwę do „Jezusa, prawdziwego Przyjaciela”, którą warto poznać i odmawiać, wyznając Bogu nie tylko miłość, ale też przyjaźń.
„O Jezu!
Ty jesteś moim prawdziwym Przyjacielem,
moim jedynym Przyjacielem.
Ty uczestniczysz we wszystkich moich niepowodzeniach –
Bierzesz je na siebie,
Ty wiesz jak obrócić je w błogosławieństwa.
Słuchasz mnie z największą dobrocią,
kiedy powierzam Tobie wszystkie moje kłopoty
i zawsze masz coś na uleczenie moich ran.
Odnajduję Cię o każdej porze dnia czy nocy,
gdyż znajduję Cię we wszystkim co tylko może się zdarzyć.
Ty nigdy mnie nie opuszczasz.
Gdybym zmienił miejsce mojego zamieszkania,
znajdę Cię dokądkolwiek się udam.
Nigdy nie nużysz się słuchaniem mnie.
Nigdy nie męczy Cię świadczenie mi dobra.
Jestem pewny Twojej dla mnie miłości –
gdybym tylko Cię kochał.
Moje ziemskie dobra nie mają dla Ciebie żadnej wartości,
a użyczając mi Swoich nigdy nie stajesz się uboższy.
Jakkolwiek nędzny mógłbym być,
nikt znakomitszy, bardziej inteligentny, a nawet świętszy,
nie może stanąć między Tobą a mną
i pozbawić mnie Twojej przyjaźni.
Nawet śmierć, która oddziela nas od wszystkich innych przyjaciół,
na zawsze połączy mnie z Tobą.
Wszystkie upokorzenia towarzyszące podeszłemu wiekowi
albo utrata honoru,
nigdy nie oddzielą Cię ode mnie;
Przeciwnie, nigdy nie cieszyłbym się Tobą pełniej,
a Ty nigdy nie byłbyś bliżej mnie, jak wtedy,
gdy wszystko wydawałoby się sprzysięgać przeciw mnie
i odbierać mi odwagę.
Ty znosisz wszystkie moje błędy z niewyczerpaną cierpliwością.
Nawet mój brak wierności i moja niewdzięczność
nie ranią Cię w takim stopniu,
żebyś nie chciał przyjąć mnie z powrotem,
gdy wracam do Ciebie.
O Jezu, podaruj mi tę łaskę, żebym mógł umrzeć uwielbiając Cię,
żebym mógł umrzeć kochając Cię
i żebym mógł umrzeć dla Twojej miłości.
Amen”.
Agnieszka Bugała