Wprowadzenie - życie świętej Brygidy i jej rodzina
W bulli, którą Bonifacy IX ogłosił z okazji kanonizacji Brygidy 7 października 1391 roku, stwierdzono, że chwalebnej pamięci wdowa Brygida ma być czczona jako święta przez cały Kościół za uwielbianie Boga, „za chwałę prawdziwej wiary, za szerzenie kultu chrześcijańskiego, za zakończenie schizmy w Kościele oraz za jedność wiary i Kościoła”. Jej rodzina, blisko związana z dworem królewskim, miała duży wpływ na jej religijne wychowanie i duchowy rozwój.
Jej mąż wspierał ją w licznych działaniach dobroczynnych, które miały znaczący wpływ na ich wspólne życie.

Liber caelestis revelationum Dei [Księga niebieskich objawień] zawiera liczne objawienia o treści apokaliptycznej oraz inne, mające postać złożonych alegorii, dlatego mogą przysporzyć okazji do uczonych spekulacji na temat ukrytych tajemnic. Krótko po śmierci Brygidy książęta i uczeni panowie prześcigali się w zamawianiu kopii Liber caelestis revelationum Dei, a ich olbrzymie zainteresowanie tymi pismami było z pewnością w znacznej części podyktowane pragnieniem wglądu w przyszłość. Jej córka, Katarzyna Szwedzka, stała się znaczącą postacią w Kościele, kontynuując duchowe dziedzictwo matki.
"Rzeczniczka pana Boga"
W lutym 1344 roku mąż Brygidy, Ulf Gudmarsson, zmarł, a niewiele później otrzymała ona wezwanie, by być „rzeczniczką” Boga w świecie. Kolejne pięć lat, aż do wyjazdu ze Szwecji jesienią 1349 roku, zalicza się do najbardziej produktywnych okresów życia Brygidy. Natchnienie wypełniało ją po brzegi, a znaczna część niebieskich objawień pochodzi z tamtych lat, co podkreśla jej atrybutami duchowe zaangażowanie i mistyczne wizje. Święta opuściła Szwecję i na polecenie Boga udała się z pielgrzymką do Rzymu na rok święty 1350, by spotkać się z papieżem i cesarzem oraz przedstawić im sprawę Pana.
Brygida przedstawiana jest w ciemnowiśniowym habicie oraz z czerwonym welonem, który jest uzupełniony przez koronę z białego płótna symbolizującą pięć ran Jezusa. Często ukazywana jest w trakcie pisania swoich wizji, co podkreśla rolę jej objawień oraz duchowego zaangażowania.
Ani papież Bonifacy, ani cesarz nie przybyli jednak do Rzymu w 1350 roku i Brygida zamieszkała w mieście, by ich oczekiwać. Papież przyjechał dopiero po siedemnastu latach, a rok później dołączył do niego cesarz. Obietnica Boża została spełniona i Brygida otrzymała tak upragnione zezwolenie na założenie klasztoru w Vadstenie w Szwecji, gdzie miała obowiązywać nowa reguła, podyktowana przez samego Chrystusa.
Pielgrzymka do Rzymu i Ziemi Świętej
W 1349 roku, kiedy Brygida opuszczała Szwecję, celem dalekich pielgrzymek był nie tylko Rzym; chętnie udawano się do Ziemi Świętej. Po pielgrzymce jej mąż, Ulf, wstąpił do klasztoru cystersów, co miało wpływ na życie Brygidy i jej późniejsze misje religijne. Dopiero jesienią 1371 roku Brygida wraz ze swoimi uczniami mogła wyjechać z Rzymu, by udać się do pięciu świętych miejsc w Jerozolimie i Betlejem, co do których obiecano jej, że je odwiedzi. Objawienia z Ziemi Świętej należą do najpiękniejszych spośród tych spisanych przez mistyczkę, ale są też jej łabędzim śpiewem. Kilka miesięcy po powrocie do Rzymu siedemdziesięcioletnia Brygida zmarła w domu przy Piazza Farnese, gdzie mieszkała przez prawie dwadzieścia lat. Wydarzyło się to 23 lipca 1373 roku.
Osiem tomów przepowiedni
To spowiednik zmarłej, hiszpański pustelnik Alfonso Pecha de Vadaterra, były biskup Jaén, uporządkował zgodnie z jej wolą literacką spuściznę Brygidy, która była głęboko zaangażowana w studiowanie pisma świętego. Przestudiowano wówczas czterysta sześćdziesiąt osiem objawień, uwzględniając ortodoksyjność treści i jakość łaciny, po czym zawarto je w ośmiu księgach, w których każde objawienie stanowi odrębny rozdział. Dwie pierwsze księgi oraz piąta zawierają jedynie objawienia otrzymane w Szwecji, natomiast księgi trzecia, czwarta i szósta obejmują objawienia otrzymane zarówno w Szwecji, jak i we Włoszech. Księga siódma, która miała być ostatnią, zawiera objawienia z ostatnich lat życia Brygidy oraz pielgrzymki do Ziemi Świętej. Księga ósma obejmuje zbiór objawień skierowanych do rządzących tego świata.

Księga niebieskich objawień - fragment
Z księgi VII
Zdarzenia z Ewangelii
Rozdział 15
Siostra Brygida, oblubienica Chrystusa, miała niniejszą wizję w Jerozolimie, w Bazylice Grobu Świętego, w kaplicy wzgórza Kalwarii, w piątek po Wniebowstąpieniu Pana, kiedy – uniesiona w ekstazie – ujrzała naocznie całą pasję Pana, która została tutaj szczegółowo opisana.
Na wzgórzu Kalwarii, kiedy trwałam na najsmutniejszej modlitwie, ujrzałam Pana mego, nagiego i ubiczowanego, prowadzonego na ukrzyżowanie przez żydów, którzy pilnowali Go z zawziętością. Wówczas zobaczyłam także wydrążony w skale dołek oraz krzyżowników gotowych spełnić to okrucieństwo.
Pan odwrócił się i rzekł do mnie: „Spójrz, w tym wgłębieniu w skale została umieszczona podstawa mojego krzyża w czasie pasji”, i zaraz ujrzałam, jak żydzi umieszczają tam krzyż Jego i umacniają go w otworze w skale kołkami wbijanymi z rozmachem młotkiem z każdej strony [słupa], żeby krzyż był stabilniejszy i nie upadł.
Kiedy więc został tam tak mocno utwierdzony, zaraz ułożyli wokół jego pnia drewniane deski, czyniąc z nich jakby stopnie aż do miejsca, gdzie miały zostać przybite stopy, by zarówno On, jak i krzyżujący mogli dojść tam po tych stopniach i stać na nich, by lepiej Go ukrzyżować.
Następnie weszli po tych stopniach, prowadząc Go ze sobą i wyśmiewając na wszelkie sposoby oraz niemiłosiernie znieważając. A On, stopniowo wychodząc, niczym łagodny baranek prowadzony na ofiarowanie, kiedy był już na szczycie tych desek, nie przymuszony, lecz dobrowolnie, wyciągnął zaraz swoje ramię i otworzywszy prawą dłoń, oparł ją na krzyżu, a ci kaci okrutnie ją ukrzyżowali, dziurawiąc ją w tej części, gdzie kość jest najmocniejsza. Później, gwałtownie ciągnąc za sznur lewą dłoń, w ten sam sposób przymocowali ją do krzyża. Potem, z wysiłkiem rozpostarłszy ciało, ukrzyżowali dwoma gwoździami złączone nogi i tak mocno rozciągnęli na krzyżu te chwalebne członki, że prawie zrywały się włókna ścięgien.
To uczyniwszy, ponownie założyli Mu i dopasowali na najświętszej głowie koronę z cierni, którą zdjęli Mu, zanim Go ukrzyżowali; a ta tak silnie kłuła Jego kochaną głowę, że oczy Jego napełniły się krwią, która natychmiast spod niej wypłynęła. Także i uszy się nią napełniły, i pokryły się nią twarz oraz broda, które całe były zabarwione jej czerwienią. Zaraz potem krzyżownicy i żołnierze szybko zabrali wszystkie deski, które znajdowały się obok krzyża, i wówczas pozostał sam wysoki krzyż i mój Pan na nim ukrzyżowany.
Kiedy pełna bólu drżałam z powodu ich okrucieństwa, ujrzałam Jego najsmutniejszą Matkę, jakby oszalałą i na wpół umarłą, pocieszaną przez Jana i inne jej siostry, które stały wówczas niedaleko od krzyża, po prawej stronie. Nowy ból, zrodzony ze współczucia dla tej najsmutniejszej Matki, ranił mnie tak mocno, że zdało mi się, jakby to moje serce przebił ostry miecz goryczy. Wstając, zbolała Matka, jakby fizycznie załamana, spojrzała na Syna swego i stała tak, podtrzymywana przez siostry, zamarła w osłupieniu i na wpół umarła, na wpół żywa, przebita mieczem bólu. Gdy Syn zobaczył Ją razem z innymi płaczącymi przyjaciółmi, słabym głosem powierzył Ją Janowi[1], a po Jego zachowaniu i głosie widać było dobrze, że serce Jego zostało zranione najostrzejszą strzałą współczucia dla swej Matki.
Wówczas Jego piękne i kochane oczy zdały się jakby martwe, Jego usta były otwarte i krwawiły. Twarz była blada, zapadnięta, cała sina i poplamiona krwią; ciało – prawie całe zsiniałe i wybladłe oraz wycieńczone z powodu ciągłego upływu krwi; tak samo skóra i to przeczyste i najświętsze ciało Jego, tak delikatne i czułe, że przy najmniejszym uderzeniu powstawał na nim zewnętrzny ślad w postaci siniaka. Od czasu do czasu On sam usiłował wyciągnąć się na krzyżu, z powodu ogromnego i straszliwie przejmującego bólu, jaki cierpiał. Czasami bowiem ból podchodził z członków i z otwartych ran do serca i napełniał je wzmożoną męką, i tak wydłużała się Jego agonia oraz napełniała się ciężką i ogromną goryczą.
Wówczas On, umęczony nadmierną udręką bólu i bliski już śmierci, przejmującym i donośnym głosem powiedział do Ojca: „Boże mój, czemuś Mnie opuścił?”[2]. Miał wybladłe usta i zakrwawiony język, brzuch zapadły, prawie przywarty do pleców, jak gdyby nie było w środku wnętrzności.
Po raz drugi zawołał udręczony największym bólem: „Ojcze, w Twoje ręce powierzam ducha mego”[3]. Później, uniósłszy nieco głowę, zaraz ją skłonił i tak oddał ducha[4].
To widząc, Matka Jego cała zadrżała z przeogromnej goryczy i byłaby upadła na ziemię, gdyby inne kobiety Jej nie podtrzymały. W owej chwili Jego dłonie poluzowały się nieco w miejscach, gdzie były gwoździe, z powodu wielkiego ciężaru ciała i dlatego opierało się ono prawie tylko na gwoździach w stopach. Palce, dłonie i ramiona były luźniejsze niż wcześniej. Barki zaś oraz Jego grzbiet były niczym przytwierdzone do krzyża.
Wówczas stojący dookoła żydzi krzyczeli wiele rzeczy do Matki Jego, wyśmiewając Ją. Istotnie, jedni szydzili: „Maryjo, Syn Twój nie żyje”. Drudzy rzucali inne obelgi. Podczas gdy wszyscy stali dookoła, nadbiegł jeden [człowiek] i z największą furią wbił włócznię w Jego prawy bok, tak gwałtownie i mocno, że prawie przebiła ciało na wylot. A kiedy ją wyjął, zaraz z tej rany z impetem wytrysnęła na zewnątrz jakby rzeka krwi i oblała żelazo oraz część włóczni, która wychodząc z ciała, już była splamiona krwią.
Matka Jego, ujrzawszy to, zadrżała i jęknęła tak gorzko, że dobrze było widać po Jej twarzy i ruchach, jak ostry i silny jest ból w Jej duszy.
Kiedy te wydarzenia dobiegły końca, podczas gdy większość tłumu oddalała się, kilku Jego przyjaciół zdjęło Pana, a Matka wzięła Go w swoje najświętsze ramiona, ostrożnie ułożyła Go w pozycji siedzącej na swoich kolanach, całego poranionego, jakby rozbitego i posiniaczonego. Wówczas Matka Jego oczyściła prześcieradłem całe ciało i rany, zamknęła Mu oczy, ucałowała je i owinęła Go w czysty lniany całun; i tak ponieśli Go z płaczem i przeogromnym bólem, i złożyli Go w grobie.
Zdarzenia z Ewangelii
Rozdział 21
Wizja otrzymana przez siostrę Brygidę w Betlejem, w której Maryja Dziewica ukazała jej otwarcie, jak porodziła swojego chwalebnego Syna; Dziewica obiecała jej to w Rzymie, zanim [siostra Brygida] udała się do Betlejem piętnaście lat wcześniej.
Kiedy byłam w Stajence Pana w Betlejem, ujrzałam przepiękną brzemienną Dziewicę, odzianą w biały płaszcz i cienką szatę, przez którą można było oglądać Jej dziewicze ciało. Jej łono było powiększone i bardzo nabrzmiałe, ponieważ zbliżał się poród. Był razem z Nią pewien niezwykle dostojny, pełen godności starzec, a z Nimi dwojgiem wół oraz osioł. I weszli do groty.
Ten starzec, przywiązawszy woła i osła do żłobu, wyszedł na zewnątrz i przyniósł Dziewicy zapaloną lampę, po czym przytwierdził ją do muru i [ponownie] wyszedł na zewnątrz, by nie być obecnym przy porodzie.
Dziewica zatem zdjęła wtedy obuwie ze stóp i biały płaszcz, którym była okryta, ściągnęła z głowy welon i położywszy to wszystko obok, została w samej szacie, z przepięknymi włosami, jasnymi jak złoto, rozsypanymi na ramionach. Wówczas wyjęła dwie delikatne pieluszki z lnu i dwie bielusieńkie pieluszki wełniane, które miała ze sobą, by owinąć w nie Dziecko, oraz dwie inne, mniejsze, by Je okryć i obwiązać Mu główkę: i położyła je blisko siebie, by móc z nich skorzystać we właściwym czasie.
Gdy wszystko było gotowe, Dziewica zaczęła z wielką pobożnością modlić się na klęczkach, mając plecy zwrócone w kierunku żłobu, twarz tymczasem skierowaną ku niebu, w stronę wschodu. Następnie, wzniósłszy dłonie, mając oczy utkwione w niebo, stała się jakby zatopiona w ekstazie i zawieszona w kontemplacji, upojona Boską słodyczą.
A kiedy Ona tak trwała na modlitwie, ujrzałam wówczas, jak porusza się Ten, który spoczywał w Jej łonie, i zaraz, nagle, w jednej chwili porodziła Syna, z którego wypływało tyle niewypowiedzianego światła i tyle blasku, że słońce nie mogło się z nim równać ani lampa zostawiona przez starca nie dawała żadnego światła, gdyż jej materialny blask został całkowicie przyćmiony przez ten Boży. Tak nagły i niespodziewany był ten poród, że nie byłam w stanie zdać sobie sprawy ani pojąć, jak to się stało i gdzie. Lecz zaraz ujrzałam leżące na ziemi i świecące najjaśniejszym blaskiem to pełne chwały Dziecię, którego ciało było czyste od wszelkich plam oraz brudu. Zobaczyłam też położone obok Niego i poskładane łożysko, pełne ogromnego blasku. Usłyszałam wówczas śpiew aniołów o cudownej łagodności oraz wielkiej słodyczy. I zaraz brzuch Dziewicy, który przed porodem był nabrzmiały do granic, cofnął się, a Jej ciało jawiło się teraz jako przedziwnie piękne i delikatne.
Kiedy więc Ona spostrzegła się, że urodziła, skłoniła głowę i złożywszy dłonie z wielką godnością oraz pobożnością, uwielbiła Dziecię i rzekła do Niego: „Witaj, Boże mój i Panie mój oraz Synu mój”. A wtedy Dzieciątko, jęcząc i trzęsąc się trochę z powodu zimna oraz twardości podłoża, na którym spoczywało, odwróciło się nieco i wyciągało rączki, jakby szukając pocieszenia; wówczas Matka wzięła Je na ręce i przycisnęła Je sobie do piersi i ogrzewała Je sercem i policzkiem, z ogromną radością i czułym matczynym współczuciem.
Usiadłszy na ziemi, położyła sobie swojego Syna na łonie i wzięła w palce Jego pępek, który zaraz odpadł, a nie wydobył się z niego żaden płyn ani krew. I zaraz zaczęła starannie Go otulać. Na początek lnianymi pieluszkami, później tymi wełnianymi, obwijając Mu ciałko, nóżki i ramionka opaską przeplecioną w czterech miejscach górnej części jednej z wełnianych pieluszek. Następnie owinęła głowę Dziecka dwiema lnianymi pieluszkami, które miała do tego celu przygotowane.
Kiedy skończyła to robić, wszedł starzec i upadłszy na kolana, uwielbił Go, wzdychając z radości.
A w trakcie porodu Dziewica ani nie zmieniła koloru, ani nie wyglądała na osłabioną, ani nie zabrakło Jej sił, jak zwykło się przydarzać innym rodzącym. Tylko brzuch, w którym poczęło się Dziecię, przestał być nabrzmiały, lecz wrócił do naturalnego stanu.
Wówczas podniósłszy się, trzymając Dziecię w ramionach, razem – Ona i Józef – wielbili Je z ogromną radością i weselem.
[1] Zob. J 19, 27.
[2] Zob. np. Mk 15, 34.
[3] Zob. Łk 23, 46.
[4] Zob. J 19, 30.
[1] Łacina, w jakiej są spisane objawienia, nie jest poprawna pod względem gramatyki, co mogło mieć wpływ na jakość przekazu treści.