Grazia Ruotolo przez lata znana była w Polsce i we Włoszech jako ostatnia żyjąca krewna ks. Dolindo Ruotolo. Odeszła 13 listopada 2024 roku. Na zawsze jednak pozostaną z nami jej wspomnienia o wujku, autorze przepięknej modlitwy "Jezu, Ty się tym zajmij!". Jaki w jej wspomnieniach był ojciec Dolindo?
Grazia Ruotolo była córką kuzyna ojca Dolindo, Umberta Ruotolo. Znana była jako ostatni żyjący członek rodziny kapłana z Neapolu. Żyła dziedzictwem swojego wuja. Regularnie pojawiała się w neapolitańskim kościele św. Józefa dei Vecchi i Matki Bożej z Lourdes, gdzie znajduje się grób ojca Dolindo Ruotolo.
Nie ma wątpliwości, że Grazia Ruotolo pozostawiła mnóstwo wspomnień, które pozwoliły nam przybliżyć postać ojca Dolindo, lepiej poznać go także od strony prywatnej. To ona wspominała, że już jako dziecko tęsknił za Najświętszym Sakramentem, miał bardzo bliską relację z Panem Jezusem (słyszał w duszy głos Jezusa) i Matką Bożą. Niesłusznie oskarżany, stawał przed Świętym Oficjum, tracił na wiele lat możliwość odprawiania Mszy Świętej, a mimo to pozostawał wiernym kapłanem.
I choć napisał liczne dzieła teologiczne, był nadal bardzo blisko prostego, neapolitańskiego ludu.
Grazia Ruotolo poświęciła ogromną część swojego życia pielęgnowaniu pamięci o swoim wuju. Dlatego warto w tym miejscu przytoczyć choćby kilka jej wspomnień o ks. Dolindo Ruotolo. Poniżej zamieszczamy teksty oparte na unikalnych wspomnieniach Grazi.
Życie w cierpieniu. "Wszyscy całowaliśmy jego dłonie"
Które dziecko w wieku dwóch lat czuje Jezusa żywego na ustach mamy, zapach Jezusa na jej płaszczu, kiedy wraca ze mszy? A Dolindo to czuł. Które dziecko, bite do krwi, z otwartymi ranami po operacji, któremu ojciec wykręca ręce, a potem zamyka je w komórce z węglem i szczurami, w bezgranicznym strachu modli się za tego samego tatę i wychwala Boga?
Powtarzam to wszędzie: urodził się świętym. A operacja, na żywo, na rękach?! Ojciec wykręcał mu ręce kiedy jeszcze rany były świeże... Nigdy nie narzekał, nie skarżył się. Który kapłan odsunięty na dwadzieścia lat od odprawiania Mszy i od spowiedzi nie tylko zostanie w Kościele, ale i będzie go kochał? Kto przed tymi, którzy obrzucają go oszczerstwami, klęka i błogosławi im? Niewidzialne stygmaty nosił do śmierci. Dlatego wszyscy całowaliśmy jego dłonie!
Dolindo Ruotolo był księdzem wszystkich ludzi
Mówił tak, że jego słowo przeszywało człowieka, ale dbał o to, by wszyscy je rozumieli i by w ludzkich sercach wzniecać pragnienie poznania Boga. Słuchali go i szli za nim ludzie prości, zwykli, ale i znakomicie wykształceni, ludzie wysokiej kultury i klasy, naukowcy. Enrico Medi przychodził do Aposto- lato Stampa i kościoła przy via Santa Teresa degli Scalzi. Rodzice pokazywali mi go: patrz, to ten naukowiec, który prowadzi programy w telewizji, a na kolanach słucha kazań wuja. Na kolanach! Medi mówił o o. Dolindo un anima santa (święta dusza).
Wuj był wielkim teologiem, ale nigdy nie rozmawiał z ludźmi ani nie głosił kazań tak, by pokazać swoją wyższość. Najbardziej uderzała w nim wielka pokora. Był opluwany, oskarżany i pomawiany, a za każdym razem pochylał głowę, bo uważał, że wszystko dzieje się z woli Boga.
Widział aniołów, miał dar bilokacji. Modlitwie zawdzięczał wszystko
Kiedy przychodziłam do wuja z trudną sprawą, wznosił oczy ku górze: „Jezu, Ty się tym zajmij, ja nie mam siły, nie potrafię!” – mówił. Albo w bardziej poufałym, śmiałym tonie: „to Twoja sprawa, nie zrzucaj jej na mnie. Ty się tym zajmij” – śmieje się Grazia Ruotolo. – On miał bardzo bezpośrednią relację z Jezusem, rozmawiali jak amici (przyjaciele), per „ty”.
A jak spowiadał, z konfesjonału biła łuna światła, sama widziałam. Miał dar bilokacji, rozmawiał z Matką Boża i Jezusem, jak ja z tobą. Widział aniołów i ludzką przyszłość.
Za każdym razem dochowywał wierności Kościołowi. Trudności go nie zniechęcały
Ojciec Dolindo po odprawionej Mszy (szczególnie kiedy działo się to u niego w domu, przy małym ołtarzyku), mówił: „Teraz Matka Boża zabiera do siebie wiele dusz”. Albo: „A teraz w Lourdes dzieje się cud. Jedna z moich duchowych córek zdrowieje”.
Potem odbieraliśmy telefon, który to potwierdzał. Ale to nie one robią największe wrażenie. Nie dlatego Dolindo Ruotolo był święty! Przez szesnaście lat Święte Oficjum zakazało mu odprawiania mszy. Prześladowali go, przesłuchiwali jak o. Pio. A on się za nich modlił. Obrażali go i opluwali, a on odpowiadał im z miłością. Oskarżali go i niesprawiedliwie obrzucali oszczerstwami, a on to przyjmował jako wolę Boga. Powtarzał za swoją mamą, kiedy siadaliśmy do stołu: „W naszym domu spożywa się chleb i wolę Boga”.
Dolindo Ruotolo śpiewał z Maryją
Ojciec Dolindo siadywał tam często i grał w czasie Mszy. Choć nigdy nie studiował muzyki. Napisał nawet kilkanaście utworów. Kiedy kończył kazanie, mówił:
„Teraz, Panie, zaśpiewam i zagram to, co Ty we mnie wzniecisz”. I wspinał się na piętro, do organów, żeby grać. Często towarzyszył mu piękny kobiecy głos. Ludzie pytali: „Padre Dolindo, ale kto to był?”. „Zaprosiłem Madonnę, by ze mną zaśpiewała” – odpowiadał jakby to było oczywiste i normalne. Ale śpiewał też z Jezusem. Wielu świadków może to potwierdzić.
Chwałę Bogu można oddawać przez miłość i cierpienie
Ojciec Dolindo mówił: „całe wasze życie ma być ciągłą medytacją Boga”. Co to znaczy? Że każdą, nawet najmniejszą rzecz w życiu trzeba oddawać na chwałę Boga. Dawał nam naprawdę proste przykłady: odwiedzają cię przyjaciele w domu. Podasz im kawę czy herbatę. Czy możesz tak wychwalać Boga? Możesz! Przez prostotę, ład i piękno, jakie stworzysz wokół nich, podając im filiżankę.
Ale mówił też: skaleczysz się, coś pójdzie nie tak – oddawaj to Bogu. Bo On zbiera wszystkie nasze małe ofiary i to one mają dla Niego największe znaczenie. Przyjmuj każde poniżenie, oddaj je Bogu.
Był szalenie mądrym kapłanem. W zasadzie całe swoje życie poświęcił na zgłębianie Pisma Świętego. Mówił: „Eucharystia oderwana od życia nie przynosi owoców. Ewangelią trzeba żyć poza murami kościoła”. A co to znaczy? Wewnątrz kościoła, w czasie Mszy jesteśmy wszyscy dzielni, mili, podajemy sobie ręce. A kiedy wychodzimy? „Idź i podaj rękę komuś, kto cię nie znosi, kto na ciebie doniósł lub obgadał. A nawet zrób coś dla niego wyjątkowo dobrego”.
"Był jak anioł..."
Był jak anioł, to go różniło od o. Pio, który był bardziej surowy. Kiedy penitent mówił mu swoje grzechy, słuchał i im były straszniejsze, tym bardziej płakał. Z penitentem. A potem wychodził z konfesjonału i przytulał go: „Jesteś dobry – mówił. – Ja nie mam prawa cię osądzać”. A pokuta? Nie tam tylko jakieś zdrowaśki, ale konkret: od jutra przez tydzień wstajesz piętnaście minut wcześniej i to bez ociągania się.