Wiktoria i Józef byli małżeństwem przez niecałe dziewięć lat. Wyrok śmierci za ukrywanie Żydów i brutalna egzekucja, którą Niemcy wykonali 24 marca 1944 r. przerwały ich małżeńskie życie. Ale nie to, jak zginęli stanowi o wyjątkowości błogosławionych małżonków, lecz ich wierne, codzienne, życie. Warto prosić, przez ich wstawiennictwo, o pomoc w naszych, małżeńskich trudnościach.

Początek

Pobrali się 7 lipca 1935 r. Żadne z nich nie odziedziczyło wielkiego majątku. Nie pracowali w międzynarodowych firmach. Nie znali języków obcych i nie podróżowali po świecie. Wiedli ciche, spokojne, wiejskie życie. Po ślubie zamieszkali w niewielkim, drewnianym domku, który Józef wybudował na kawałku parceli zapisanej mu przez rodziców. Dom był mały, jedna izba z szafą po środku, która pozwalała podzielić przestrzeń na część dzienną – z piecem i stołem – i nocną, gdzie stały łóżka i niewielki nakastlik (stolik nocny). Z sieni wchodziło się na strych a prosto z domu do niewielkiego ogrodu, z drzewami i sznurami do wieszania prania. W domu nie było żadnych, znanych nam dziś udogodnień. Pranie, zmywanie, gotowanie i prowadzenie domu spoczywały na Wiktorii. Zarabianiem na utrzymanie rodziny zajmował się Józef.

Wiktoria i Józef Ulmowie, fotografia wykonana niedługo po ślubie – zmieszczona w książce Mateusza Szpytmy pt. „Sprawiedliwi i ich świat”

Praca

Każdego dnia wstawali wcześnie i zaraz zabierali się do pracy. Wiktoria w domu i w ogrodzie. Józef w polu, przy ulach, garbowaniu skór, albo u ludzi, wykonując markowskim gospodarzom różnego rodzaju usługi. Szczepił drzewa, uczył pielęgnacji nowych upraw, pokazywał w jaki sposób prowadzić pasiekę. Robił też zdjęcia, zbudowanym przez siebie aparatem fotograficznym. Nie tylko portretowe, do dokumentów, ale jako wzięty fotograf był zatrudniany do uwiecznienia wesel, pogrzebów i rodzinnych uroczystości. Słynął z sumienności, uczciwości i dotrzymywania terminów.

 Dzieci

Już rok po ślubie Wiktoria urodziła Stasię. Później, niemal rok po roku przychodziły na świat kolejne dzieci: Basia, Władzio, Franio, Antoś i Marysia. Wiosną 1944 r. miało się urodzić siódme, z radością oczekiwane, dziecko. Na fotografiach wykonanych przez Józefa widać uśmiechnięte, nieustannie czymś zajęte i zadbane dzieci, z oczami śmiejącymi się do obiektywu, którym celował w nie tato. A oczy dzieci nie kłamią. Szczęście, które uwieczniły fotografie jest szczere, prawdziwe i nie pozowane. Stasia pochylona nad zeszytem, maluchy w cebrzyku, albo inny kadr – z miską na stole i słomkami zanurzonymi w mydlinach, żeby móc wydmuchiwać z nich przeźroczyste bańki. Nie wiemy, kim byliby potomkowie Józefa i Wiktorii, gdyby przeżyli wojnę. Wiemy za to na pewno, że były to dzieci bystre, kochane i oczekiwane przez rodziców. Wiktoria, w towarzystwie akuszerki, rodziła w domu, a w tym czasie Józef klękał do modlitwy, zapraszał maluchy i razem dziękowali Bogu za nowego członka rodziny. Czyż nie tak powinno się witać na świecie nowego człowieka? 

Wiktoria Ulma z dziećmi. Od lewe Władzio, Stasia, trzymająca na rękach Marysię, Franuś (na baranku), Basia i Antoś, jesień 1943 (ze zbiorów krewnych rodziny Ulmów)
Dzieci Ulmów (ze zbiorów Mateusza Szpytmy)

Liczy się każdy dzień

Codzienność rodziny wyznaczały pory roku, kalendarz prac w polu i w ogrodzie. Jednak oprócz trudu i pracy, Wiktoria i Józef umieli czerpać radość ze zwykłych, pozornie szarych i powtarzalnych czynności i tę umiejętność przekazywali swoim dzieciom. Wspólna modlitwa, czytanie Biblii, podróże palcem po mapie w Wielkim Atlasie Świata, słuchanie radia zbudowanego przez Józefa, czy posiadówki w ogrodzie na pierzynach rozłożonych na trawniku. Z pewnością doświadczali i monotonii i zmęczenia. Z pewnością niejedną noc spędzili na bezsennym nasłuchiwaniu zbliżających się kroków Niemców. Niejeden raz w czasie wojny stawali wobec pustego portfela, pustej spiżarni i pytań czym nakarmić liczną rodzinę. A jednak nie opuściła ich nadzieja i zaufanie do Boga. Skąd mieli siłę, by wytrwać?

Ulmowie, pomóżcie!

Za heroiczną gościnność udzieloną Żydom – siedmiu dorosłym osobom i małej dziewczynce - zapłacili najwyższa cenę a Kościół ogłosił ich męczennikami za wiarę.

Czy mogą zatem być dla nas wzorem do naśladowania? Albo pomocą w naszych trudnościach? Jakie sprawy możemy im powierzać? Nie chcemy przecież być jak oni, czyli zapłacić życiem za czynione dobro…

Obrazek beatyfikacyjny sług Bożych rodziny Ulmów, które rozdawała pani Urszula Niemczak

Józef i Wiktoria Ulmowie kochali życie. Przekazywali ten Boży dar najpierw przez rodzenie dzieci, a potem przez próbę ratowania skazanych na śmierć. Jednak sami nie chcieli umierać – chcieli żyć! Dzień po dniu, w trudzie, w biedzie, stawiając czoło codzienności, chcieli wypełniać swoje obowiązki. I właśnie w przeżywaniu codzienności mogą być dla nas wzorem. W wypraszaniu nam wierności, miłości i uczciwości w małżeństwie, oraz sił potrzebnych do tego, by wytrwać w złożonej przysiędze. Błogosławiona Rodzina Ulmów może być dla nas potężnym orędownikiem w niebie w intencji naszych rodzin i małżeństw.

Dziewięć błogosławionych osób, z jednej rodziny, staje przed nami i chce pomóc.

Śmiało możemy wołać: Ulmowie, pomóżcie!

Agnieszka Bugała – dziennikarka i autorka m.in. książki "Ulmowie. Sprawiedliwi i błogosławieni"

*

Zapraszamy na spotkanie z Agnieszką Bugałą podczas XXIX Targów Wydawców Katolickich w Warszawie.

Szczegóły:
Niedziela, 14 kwietnia, 13:00 – 13:50
Namiot A przed Arkadami Kubickiego