Mamy tylko dwie drogi. Możemy albo osiągnąć szczęście wieczne w niebie, albo zostać na wieki potępieni. Nie ma nic pomiędzy. Czyściec już jest niebem, tylko z opóźnieniem. Nam kapłanom przyjdzie kiedyś zdać sprawę z dusz, które uratowaliśmy. Odpowiemy też za te dusze, których zostały potępione. Ta świadomość napełnia konstruktywnym lękiem.

Jest taka piękna scena z życia św. Dominika. Kościół, noc. Zakonnik klęczy w ciemności i płacze. Podobno nieustannie powtarzał wtedy w żarliwej modlitwie: „Boże, co będzie z grzesznikami? Co się z nimi stanie?”. To jest postawa, która mnie osobiście bardzo porusza oraz wyznacza pewien kierunek duszpasterstwa.

Grzech, szczególnie ciężki, czyli śmiertelny, to nie jest teologia z czasów średniowiecza, to nie jest jakiś błąd, drobny wypadek przy pracy czy, jak to się dzisiaj ładnie mówi, „zranienie”. To wielka ludzka tragedia, bo otwieramy się na osobowe zło. Można to porównać do otwierania okna rojowi szerszeni. Tymczasem dzisiaj niektórzy teologowie w Polsce wolą zajmować się księżmi głoszącymi prawdę na przykład o rzeczach ostatecznych, walce duchowej czy taktykach naszego największego piekielnego wroga, zarzucając nam przy tym rzekomą fascynację piekłem, szatanem czy jakiś inny maksymalizm. To jest niepoważne.

Można powiedzieć, że mamy dzisiaj dwa rodzaje podejścia do kapłaństwa: „janowe”, które – na wzór Jana Chrzciciela – jest proste, radykalne i często kończy się ofiarą, cierpieniem i odrzuceniem, czyli „głową na misie”; oraz „judaszowe”, czyli zakłamane, w którym liczą się osobisty interes, wygoda, korzyść materialna, jak również personalna kariera.

 Tak czy inaczej, za dusze nam powierzone – a duchownych dotyczy to szczególnie – przyjdzie każdemu z nas zdać rachunek. To mnie zawsze napawało konstruktywnym lękiem. Poważne duszpasterstwo to nieustanna troska o zbawienie ludzi, a dzisiaj to prawie walka wręcz o wyrywanie poszczególnych dusz szatanowi z pyska. Święty Paweł pisał wprost: „zabiegajcie o [...] zbawienie z bojaźnią i drżeniem” (Flp 2, 12).

Przyznam, że sam często mam w tej kwestii wyrzuty sumienia: czy czegoś w parafii nie zaniedbałem, czy pomogłem człowiekowi, który w danej chwili potrzebował pomocy. A może mogłem coś zrobić lepiej? Zdaję sobie po prostu sprawę, że kiedyś za to wszystko będę musiał odpowiedzieć przed Bogiem.

 Ks. Piotr Glas

TEKST POCHODZI Z KSIĄŻKI KS. PIOTRA GLASA „NOC BLUŹNIERSTW”, KTÓRĄ ZNAJDZIESZ >>TUTAJ<<

Noc bluźnierstw. W oczekiwaniu na świt